Rozdział 23

11.7K 416 222
                                    

Milly

Rozpoczął się kolejny dzień. Tak jak co rano, miałam problem z otworzeniem oczu, a dziś szczególnie, ponieważ przez niezasłonięte okna do mojego pokoju wpadały oślepiające promienie słoneczne. Gdy zadzwonił budzik telefonu, kolejne dziesięć minut zabrało mi wygramolenie się z łóżka. Po prysznicu błyskawicznie się ubrałam, wzięłam plecak do szkoły i zbiegłam po schodach na parter.

W korytarzu powitała mnie Gisele, mówiąca, że nie wyglądam najlepiej, i zaproponowała śniadanie, jednak odmówiłam, dlatego rodzicielka wcisnęła mi siłą do plecaka jabłko, sałatkę z kurczakiem, herbatniki oraz bidon z ciepłą zieloną herbatą. Prosiła, żebym zjadła choć tyle, a ja skinęłam głową, podejrzewając, że nie wypuściłaby mnie z domu, gdybym tego nie zrobiła. Nie wspomniała nic o moim wczorajszym zachowaniu.

Na dworze przyjemnie ciepły wiatr otulił moje policzki i rozwiał lekko włosy. Naciągnęłam kaptur bluzy na głowę, zapinając metalowy zamek. W dłoni trzymałam słuchawki, starając się rozplątać je z supłów, które utworzyły się na długim kabelku. Po udanej operacji rozplątywania sprzętu wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i uruchomiłam go, następnie włączyłam Spotify i moją ulubioną playliste. W uszach rozbrzmiał spokojny utwór „Mystery of Love" od Sufjana Stevensa.

Zanim ruszyłam w drogę prowadzącą do szkoły, ściągnęłam plecak i wyciągnęłam z niego porcję herbatników. Mój żołądek był całkowicie opróżniony, więc herbatniki nie były takim głupim pomysłem. Przecież nie zamierzałam umrzeć z głodu i, jeśli będzie trzeba, wepchnę w siebie chociażby cztery albo pięć ciasteczek.

Założyłam z powrotem torbę na plecy i ruszyłam przed siebie. Szłam chodnikiem, kopiąc pojedyncze kamyczki, które spotykałam na swojej drodze, i chrupałam w ustach pierwszą porcję ciasteczek. Miałam nisko spuszczoną głowę, patrząc przez cały czas pod nogi. Nie chciałam podnosić wzroku, bo wtedy ktoś mógłby zobaczyć moje przekrwione i napuchnięte oczy. Nie potrzebowałam od nikogo litości lub pomocy. Wystarczyła mi samotność i własne myśli.

A myślałam, i to dużo. Skupiałam się na tych pozytywnych sprawach, nie zawracając sobie głowy tym, co będzie później. Jeszcze kilka godzin temu rozmawiałam z Milesem, a raczej to on gadał, a ja słuchałam. Gdy tylko uspokoiłam się i zaczęłam normalnie oddychać, mężczyzna opowiedział mi, jak spędził dzień. W jego opowieści nie było nic szczególnego, ot tak normalny dzień w pracy – rozmowy z ważnymi osobistościami, wizyta na terenie planowanej budowy, nawet opowiedział, co zjadł na obiad. Na koniec wspomniał mi o domu nad jeziorem, który mógł podziwiać, gdy przejeżdżał obok niego samochodem. Słowami ukazał mi jego obraz – nieduży, wykonany z drewna i kamienia domek, z wieloma przestronnymi szybami, wysokim kominem, z którego uciekał szary dym, ogromnym tarasem, z pojedynczym wysokim drzewem w ogródku, do którego przymocowana była stara opona. Powiedział, że domek położony był przy niedużym, ale za to malowniczym jeziorze, a naprzeciwko rósł las, i że kiedyś chciałby móc w takim miejscu zamieszkać.

Muzyka w słuchawkach nagle się urwała. Wyjęłam telefon z kieszeni i odczytałam, kto do mnie dzwonił. Na ekranie wyświetlał się nieznany numer. Raptownie dłonie zaczęły mi się trząść, a żołądek skurczył. Czyżby to miał być numer mojego oprawcy? Mimo swoich obaw musiałam odebrać, bo co miałoby mi przyjść z zignorowania telefonu? I tak Mizuro dopadłby mnie w szkole.

Nacisnęłam zielony przycisk, przykładając do ust mikrofon od słuchawek.

– Kto mówi?

– No ja, a kto? – odpowiedział mi jakiś głos.

– „Ja", czyli kto?

– No Kris.

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, ale kamień spadł mi z serca, kiedy okazało się, że to nie Justin.

Epic Girl [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz