❦︎ 2 ❦︎

2K 138 207
                                    

Nie uważałem dziś  zbytnio na lekcjach. Pogrążony w zamyśleniach bazgrałem długopisem po marginesach zeszytu. Jedyną rzeczą, która od czasu do czasu wyrywała mnie z otępienia, były głosy nauczycieli, którzy uciszali Wilbura i Alexa. Najwidoczniej już zdążyli się nieźle zaprzyjaźnić, chociaż minęło tylko kilka godzin. Boże,  bardzo bym chciał tak łatwo nawiązywać znajomości jak oni. Niestety - moje lęki społeczne i zbyt duża nieufność  dają się we znaki przy każdej najmniejszej konfrontacji z innymi ludźmi, niż moi przyjaciele. Od zawsze miałem problemy z zaczynaniem rozmowy, bałem się sprzeciwić lub powiedzieć własne zdanie na jakiś temat. Taki już po prostu jestem i nie potrafię tego zmienić. Wiele ludzi po prostu nie zawraca sobie mną głowy, jednak są też osoby, które to wykorzystują.

Tak więc szedłem  korytarzem po 4 lekcji,  z zamiarem udania się na stołówkę. Mieli tam czekać George i Dream oraz moi znajomi Tommy, Niki i Tina. Sprawnie i szybko wymijałem przechodzących ludzi, żeby tylko jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu, lecz i tym razem nie udało mi się przemknąć wystarczająco szybko. Poczułem silną dłoń, która zamknęła mój nadgarstek w mocnym uścisku. Tak mocnym, że krew , trudnością mogła przez niego przepłynąć. Szarpnąłem ręką, żeby się uwolnić, ale na niewiele mi się to zdało, gdyż zostałem wciągnięty w ciemniejszy, boczny korytarz. SapNap zabrał rękę z mojego nadgarstka, żeby móc przycisnąć mnie za szyję i ramiona do ściany. Na nadgarstku zostały mi kolejne czerwone ślady. Chłopak może i był kilka centymetrów niższy ode mnie, ale wiele razy silniejszy. Dodatkowo miał jeszcze znajomych w tym samym typie. Punz i Ponk przez większość czasu trzymali się z nim. Razem znęcali się nad losowymi osobami, które nigdy nic im nawet nie zrobiły. Nie było to w żaden sposób uzasadnione. Tak po prostu było. Czasem miałem wrażenie, że wyrządzanie krzywdy innym sprawia im satysfakcję.  Praktycznie nikt nigdy nie reagował. Może dlatego, że po prostu się bali, że to na nich zleje się zaraz ta cała przemoc. Ulubioną ofiarą SapNapa byłem oczywiście ja, bo kto inny. Od ponad roku nieustannie się nade mną znęcał w najróżniejsze sposoby. Czasem wspólnie ze swoimi znajomymi, jednak w większości przypadków sam. Nie wiedziałem dlaczego akurat ja, bo nigdy nic złego mu nie zrobiłem. Po prostu któregoś dnia to wszystko się zaczęło i tak jest do teraz.

- Czy ty kiedykolwiek przestaniesz być pedałem Jacobs? Spójrz czasem w lustro, jesteś po prostu nikim, nikt cię nie potrzebuje. Zajebał byś się i nikt by nawet nie płakał. - wydał z siebie parsknięcie, które chyba miało być chichotem. - Dalej się łudzisz, że masz przyjaciół? Że komuś jesteś potrzebny? Kurwa chłopie, ty serio jesteś bardziej zjebany niż myślałem i z każdym dniem się o tym przekonuję. No dalej, popłacz się, potnij się, zabij się, poskarż się mamusi... Co cię powstrzymuje? - zaśmiał się złośliwie i podwinął rękaw moje bluzy. Na przedramieniu widniały blizny po samookaleczaniu. Przejechał po nich palcem.
- Wszystkim będzie lepiej bez ciebie. - prychnał spoglądając mi prosto w oczy. Potem jeszcze kopnął mnie kolanem  w brzuch na zakończenie, tak, że zgiąłem się z bólu. A później po prostu sobie odszedł, jakby nigdy nic się nie stało. Osunąłem się po ścianie i usiadłem na podłodze z nadzieją, że nikt tego nie widział. Może gdyby to był jednorazowy incydent, to bym się tym nie przejął, jednak takie akcje zdarzały się od dawna każdego dnia w szkole. Po takim czasie naprawdę się zastanawiałem czy po prostu nie posłuchać SapNapa. Może faktycznie nikt by nie płakał gdybym się zabił? Ale za każdym razem, gdy po kolejny gównianym dniu wracałem do domu, wracali ze mną też przyjaciele. Pocieszali mnie, rozumieli, pozwalali się wypłakać, wysłuchiwali mnie bez wahania. Po prostu byli tam zawsze dla mnie i wiedziałem, że nie potrafiłbym ich zostawić. Była jeszcze babcia. Najwspanialsza kobieta na świecie, z którą zawsze mogłem porozmawiać, czy zwrócić się o radę. Dla tych jedynych osób od kilkunastu miesięcy pozostawałem żywy. Martwy w środku, ale dalej żywy.

~pretty lies~ karlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz