Gdy wychodziłem z domu babci było dość wcześnie, jednak mimo to zaczynało się już szarzyć, jak to zwykle bywa o tej porze roku. Pojechałem odrazu w stronę domu SapNapa, który na moje nieszczęście był w kompletnie inną stronę niż osiedle babci. Miałem przed sobą jakies 45 minut tułania się po autobusach miejskich. Fartem udało mi się tym razem zająć miejsce siedzące. Akurat zadzwonił do mnie George. Pogadaliśmy kilka minut, opowiedział mi o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło, a także przekazał co mamy zrobić na następny dzień, mianowicie pani od angielskiego zadała napisanie wiersza o dowolnej tematyce. Pomarudziłem mu chwilę, że mi zimno i chce do domu, a potem się rozłączyliśmy i obiecałem zadzwonić wieczorem. Krótka rozmowa z przyjacielem jeszcze bardziej poprawiła mi humor, który i tak był świetny po spotkaniu z kochaną babcią.
Wreszcie zajechałem na odpowiednią dzielnicę i udałem się pod znajomy adres. Zadzwoniłem dzwonkiem, a później jeszcze zastukałem, jednak nikt nie otwierał. Wybrałem ,, s -_- " w kontaktach i zadzwoniłem. Po kilku sekundach odebrał.
- Czego Jacobs? Gram. - mruknął prosto do mikrofonu.
- Stoję pod drzwiami od kilku minut, czy mógłbyś otworzyć?
- Dobra i tak przez ciebie przegrałem, daj mi chwilę. - po czym się rozłączył. Zachichotałem.I kolejne kilka minut minęło. Palce odmarzały mi na mrozie, bo jak zawsze zapomniałem wziąć rękawiczek. Zacząłem znowu pukać w drzwi.
- SAPNAP. - krzyknąłem wkurzony.
Wreszcie zgrzytnął zamek. Chłopak wyglądał lepiej niż ostatnio, jednak nadal na jego twarzy malowało się wyraźnie zmęczenie.
- Wreszcie żeś się zdecydował uraczyć mnie swoją obecnością. Jak miło. - rzuciłem sarkastycznie a on wywrócił oczami uśmiechając się ironicznie.
- Mogłem ci otworzyć te drzwi kilka minut temu, ale fajnie było sobie popatrzeć jak marźniesz. - odpowiedział ze śmiechem.
- W takim razie teraz w oczekiwaniu, aż mi przyniesiesz moje zeszyty postoję sobie u ciebie w ciepłym domu. - wzruszyłem ramionami.
- Ej ej, nie tak szybko Jacobs. - prychnął zdziwiony moją pewnością siebie, jednak ja już zdążyłem się prześlizgnąć do ciepłego korytarza. Spojrzał na mnie zbaraniały.
- Jak chcesz się mnie pozbyć to szybko mi przynieś moje rzeczy i się wynoszę. - uśmiechnąłem się pewnie.
- A niech cię ktoś pierdolnie. - mruknął pod nosem i poszedł na górę.Gdy wrócił z zeszytami rzuciłem mu triumfujące spojrzenie.
- I kto tu teraz kogo kontroluje? Ha!
- Masz swoje rzeczy, to spadaj. - wymamrotał wciskając mi rzeczy. Zauważyłem cień uśmiechu przebiegający przez jego twarz.
- Czy zamierzasz się jutro zjawić w cudownym miejscu zwanym szkoła? - zapytałem na odchodnym.
- Niestety. - mruknął i oparł się o framugę drzwi.
- Świetnie, w takim razie na jutro mamy napisać wiersz. Tematyka dowolna. Do zobaczenia jutro SapNap. - powiedziałem z nutką ironii w głosie.
- Weź ty już idź Karl. - westchnął.
- Z miłą chęcią. - puściłem mu oczko, czym wyprowadziłem go z równowagi, a potem skierowałem się z powrotem na przystanek.W domu podjąłem próbę pisania wiersza, jednak jak na złość nic mi nie wychodziło. Nie miałem pomysłu na temat, ani nawet najmniejszej odrobinki weny. Przejrzałem spis swoich wcześniejszych prac i owszem, niektóre z nich mi się podobały, ale uważałem je za zbyt osobiste, żeby komuś je pokazać. I tak żaden z nich nie był wystarczająco dobry. Nie byłem jakimś wspaniałym poetą i nigdy nim nie będę, mam tego świadomość. Wiersze zawsze były dla mnie po prostu formą przelania emocji, tak samo z resztą jak książki. Siedziałem ponad godzinę kreśląc zdania na kartce i zaczynając od nowa. Mama wołała mnie na obiad, bo dzisiaj z tatą mieli też na nocną zmianę, jednak nie miałem ochoty jeść. Na dodatek przypomniało mi się o piątkowym sprawdzianie z fizyki i o tym ile nauki mi zostało.
Poczułem, że potrzebuje chwili wytchnienia i przerwy od wszystkiego. Założyłem cieplejszą bluzę, golf i dresy, chwyciłem telefon i słuchawki, a następnie zbiegłem po schodach na dół. Rodzice siedzieli w salonie.
- Idę na dwór. - krzyknąłem ubierając buty.
- Karl? Gdzie idziesz? Jest ciemno... - spytała zdziwiona mama.
- Tylko na huśtawkę za domem. - mruknąłem. Zarzuciłem kurtkę i wyszedłem.
CZYTASZ
~pretty lies~ karlnap
Fanfiction~ Za maską kłamstw i agresji kryją się zranieni ludzie ~ dla najjaśniejszych gwiazdek na niebie mojego życia :]