Było sobotnie południe i prawie mogłem odpocząć. Niby teraz sylwester, a później ferie zimowe, jednak dziwnie zniechęcała mnie myśl o dzisiejszej imprezie u Lisy. Przyzwyczaiłem się, że zazwyczaj czekałem na nowy rok z Georgem, organizowaliśmy w moim domu nocowanie, zamawialiśmy jedzenie, robiliśmy różne fajne i głupie rzeczy razem, a o północy szliśmy na spacer oglądając fajerwerki. Pasowało mi to - tylko we dwoje z moim najlepszym przyjacielem. Co prawda teraz miałem więcej znajomych i do tego chłopaka, ale przecież można było zorganizować coś wspólnie w swoim gronie. Nie miałem ochoty siedzieć w głośnym domu z obcymi ludźmi upijającymi się do nieprzytomności i uprawiającymi seks gdzie popadnie. Nie moje klimaty, a wiedziałem, że ta impreza z pewnością taka będzie.
Koło 18:00 przyszły do mnie Tina i Niki, bo obiecały pomóc w wyborze outfitu i przygotowaniach. Dałem im przegrzebać moją szafę, podczas gdy ja udałem się do łazienki, w celu wykonania standardowego scin care.
- Karl! Chodź szybko i powiedz co myślisz o tym! - zawołała Niki podekscytowanym głosem.
- Wygladałbyś w tym cudownie! - dodała druga. Wróciłem więc do pokoju w tym samym czasie wsmarowując resztki kremu w twarz.
- Co o tym sądzisz? - blondynka pokazała na ubrania wyłożone na łóżku. Uśmiechnąłem się.
- Okej, podoba mi się i myślę, że mógłbym w tym wyglądać dobrze. Jest bardzo w moim stylu. Dziękuję, jesteście wspaniałe dziewczyny. Kocham was - stwierdziłem radośnie.
- Też cię kochamy. Idę to wyprasować. - Tina zabrała ciuchy na dół, a w tym czasie Niki zabrał się za malowanie mi paznokci.Koło 19:30 byłem już gotowy. Przyjaciółki wybrały mi różową bluzę bez kaptura z czerwonymi rękawami, z pod której wystawał kołnierzyk białej koszuli. Spodnie ubrałem zwykłe czarne, o prostych nogawkach, jednak z bardziej eleganckiego materiału. Do tego jeszcze czarne półbuty, srebrny łańcuszek oraz srebrne sygnety. Lakiery na paznokciach były w tym samym kolorze co bluza, więc wszystko idealnie do siebie pasowało. Tak, jak lubię.
Wyściskałem dziewczyny i po raz setny tego wieczoru podziękowałem im za pomoc, a następnie poszły na autobus. Ja jeszcze zabrałem podstawowe podręczne przedmioty, nałożyłem czarny płaszcz i napisałem do George'a, że jestem gotowy do wyjścia.5 minut później podjechał z Dreamem i jego ojcem, który zaoferował nas podwieźć. Lisa bowiem mieszkała na drugim końcu miasta. W trakcie drogi Quackity poinformował, że z Wilburem są już na miejscu i jeszcze raz wysłał adres, żebyśmy mieli pewność, że dojedziemy na właściwe miejsce.
Umówiliśmy się na 20:00, ale przez korki na mieście spóźniliśmy się 15 minut, więc gdy wchodziliśmy do środka, dom był już zapełniony ludźmi. Nie czułem się zbytnio komfortowo przebywając w towarzystwie tyłu obcych, znałem tylko Dreama, George'a, Alexa i Wilbura. Starałem się jednak nic po sobie nie pokazywać, aby nie psuć imprezy innym. Dom okazał się bardzo duży, na środku zrobiono dużo miejsca do tańczenia itp. Całe wnętrze przystrojono światełkami, ledami oraz błyszczącymi i migoczacymi ozdobami. W sumie klimat był naprawdę fajny, nawet muzyka w miarę przypadła mi do gustu.
Jedyną przytłaczającą rzeczą była ilość ludzi.Z początku było dość spokojnie. Wszyscy po prostu rozmawiali, śmiali się i zapoznawali ze sobą. Siedziałem z przyjaciółmi na kanapie w bocznej części pomieszczenia. W ich towarzystwie czułem się normalnie i swobodnie. Stwierdziłem, że może nie będzie tak źle.
- Prześlicznie dzisiaj wyglądasz Karl. - szepnął mi Quackity do ucha, a przyjemne ciarki przeszły mnie po ciele, gdy poczułem jego oddech na skórze.
- Dziękuję słońce. - pocałowałem go i wtluliłem w jego bok.Było po 22:30.
Czas upływał naszej piątce na rozmowie, żartach, piciu i jedzeniu. Z czasem zaczęliśmy też rozmawiać z innymi, a impreza bardziej się rozkręciła. Zaczęli polewać sobie alkohol w większych ilościach, podgłośniono muzykę i większość osób poszła tańczyć. W pewnym momencie George wstał szybko i gdzieś wyszedł.
- Co mu? - zapytałem Dreama, jednak ten był równie zdezorientowany co ja. Wstaliśmy z miejsca i przecisnęliśmy się przez tłum w poszukiwaniu przyjaciela. Dopiero po kilku minutach znaleźliśmy go gdy wychodził z łazienki.
- Ej Georgie, wszystko ok? - spytał zatroskany blondyn. Faktycznie, brunet nie wyglądał za dobrze. Zrobił się jeszcze bardziej blady niż zazwyczaj, oczy miał trochę załzawione, a pod nimi ciemne sińce.
- Strasznie mi słabo i mnie mdli. - odpowiedział cicho i przytrzymał się swojego chłopaka, bo ledwo stał na nogach.
- O jejku Gogy, może pojedziemy z tobą do domu? Naprawdę nie wyglądasz za dobrze, nieźle cię musi choroba brać. Nie powinieneś się męczyć. - powiedziałem z troską.
- Właśnie. - zawtórował mi drugi.
- Nie nie, ja jakoś wrócę do domu busem czy taksówką, wy się bawcie. Macie się nie zrywać z imprezy przeze mnie, tym bardziej w sylwestra. Poradzę sobie. - uśmiechnął się.
- GEORGE. - powiedział blondyn stanowczo.
- DREAM. - usłyszał w odpowiedzi.
- Odwiozę cię do domu i najwyżej wrócę. Przecież ty nie dasz rady iść normalnie bo zaraz zemdlejesz. Nie puszczę cię nigdzie samego baby.
- Ale masz wrócić jeszcze jak mnie zawieziesz. - George już nie miał nawet siły się upierać.
- Dobrze. - obiecał Clay po czym zwrócił się do mnie. - Karl, lepiej przypilnuj Alexa... - kiwnął głową na grupę osób, wśród których znaleźli się Will i Quack. Oczywiście upijali się w najlepsze cudownie się bawiąc.
- Racja. - przyznałem. - Tylko proszę, jeśli masz możliwość to bądź pod telefonem, bo nie chce zostawać sam z tymi dwoma idiotami. - wywróciłem oczami. Dream się zaśmiał i wraz z Gogym zaczęli się zbierać do wyjścia.
CZYTASZ
~pretty lies~ karlnap
Fanfiction~ Za maską kłamstw i agresji kryją się zranieni ludzie ~ dla najjaśniejszych gwiazdek na niebie mojego życia :]