❦︎ 4 ❦︎

1.8K 132 50
                                    

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po przebudzeniu, było sprawdzenie godziny. 9:58 - przynajmniej raz na tydzień można się normalnie wyspać jak człowiek. Zero pośpiechu, zero budzika, który wyrywa swoim bezsensownie głośnym, denerwującym dźwiękiem z odległej krainy snu. Wreszcie czułem się wypoczęty, a co za tym szło - towarzyszył mi dobry humor. Wygrzebałem się z ciepłej pościeli,  odsunąłem żaluzje i uchyliłem okno. Do pokoju wpadło chłodne, ale świeże, jesienne powietrze. Narzuciłem na lekko zmarzniętą klatkę moją ulubioną, czarną bluzę z czerwonym nadrukiem i zszedłem na dół nucąc posłyszaną gdzieś niedawno melodię. Pogłaskałem Lady, która czekała na mnie na samym dole schodów i nasypałem jej do miski jedzenia. Wciąż w dobrym humorze zacząłem przeglądać lodówkę w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia na śniadanie.

- Hej Karl. - ktoś dotknął mojego ramienia. Podskoczyłem zaskoczony czyjąś obecnością w domu - przywykłem do samotności. Obróciłem się w stronę postaci. No tak, mama dzisiaj została w domu, bo ma na nocną zmianę.
- Mogłabyś chodzić trochę głośniej, bo jak się tak skradasz, to idzie zawału dostać. - mruknąłem wyjmując mleko i jajka z lodówki.
- Przepraszam, nie gniewaj się. Jak w szkole? Trzymasz się jakoś? - spytała siadając na jednym ze stołków barowych z kubkiem kawy w ręku.
- Nic się nie zmienia. - wzruszyłem ramionami wbijając jajko do miski. - Ale mam przynajmniej świetnych znajomych. To trochę pomaga. - odpowiedziałem krótko. Nie miałem ochoty psuć sobie dobrego humoru, poprzez rozmowy na ciężkie dla mnie tematy.
- Wiesz, zawsze gdybyś potrzebował... - zaczęła, ale nawet nie dałem jej dokończyć.
- Tak tak, wiem ,,to zawsze możesz ze mną porozmawiać". Tyle że ja nie mam jak z tobą porozmawiać rozumiesz? Bo ciebie praktycznie nigdy nie ma. - warknałem sfrustrowany. Westchnęła tylko cicho i wlepiła wzrok w kubek trzymany w ręku. Poczułem wyrzuty sumienia.
- Przepraszam, nie powinienem był tak naskakiwać. Wiem, że pracujecie z tatą ciężko, żebym mógł żyć tak jak teraz, ale po prostu czasem czuję się samotny w tym walonym domu, całymi wieczorami sam. - przyznałem.
- Wiesz, że gdybym mogła poświęcała bym ci więcej czasu...
- Wiem.

Zapadła cisza, którą przerywało tylko stukanie łyżeczki o miskę, gdy mieszałem ciasto na placki bananowe.
- Może zaproś sobie przyjaciół do domu jeśli chcesz? - zaproponowała mama. Wiedziałem, że bardzo stara się zrobić cokolwiek dla mnie, ale nie wie, jak może pomóc.
- Kiedy indziej, bo dzisiaj wychodzę. Umówiłem się na 13:00. - odpowiedziałem. Mama już nie zadawała więcej pytań, poszła się położyć, żeby wyspać się do pracy, co całkowicie rozumiem. Zostałem ponownie sam ze swoimi rozmyślaniami.

Gdy skończyłem robić i jeść śniadanie, posprzątałem  kuchnię i udałem się do łazienki, żeby zacząć się ogarniać wcześniej. Zauważyłem, że gdy mam więcej czasu, szykowanie się zajmuje mi znacznie dłużej, więc lepiej zacząć wcześnie, żebym miał pewność, że się wyrobię. W pierwszej kolejności umyłem zęby i zrobiłem swój standardowy scin care. Później nadszedł czas na najtrudniejszy z wyborów - co ubrać. Stałem przed szafą od dobrych 15 minut przekopując stertę ciuchów i nie mogłem wybrać czegokolwiek odpowiedniego. W końcu, po długich minutach, gdy miałem już się poddać i wybrać coś zwyczajnego, znalazłem to, czego szukałem - ciemno fioletowa bluza z granatowymi rękawami. Nałożyłem do niej jeszcze czarne spodnie z prostymi nogawkami i przejrzałem się w lustrze. Stwierdziłem, że outfit prezentuje się całkiem ładnie, a dodatkowo kolory pasują do moich fioletowo-czarnych paznokci. Przeczesałem włosy, psiknąłem się ulubionymi perfumami i ... Okazało się, że została mi jeszcze ponad godzina do wyjścia. Puściłem sobie ulubioną playlistę, położyłem się na łóżku i zacząłem rozmyślać - w sumie chyba najczęstsza rzecz jaką robię w ciągu dnia, oprócz oddychania. Patrzyłem przez okno na przejeżdżające samochody, przechodzących chodnikiem ludzi i pojedyncze drzewa rosnące przy drodze, których gałęzie kołysały się rytmicznie pod wpływem wiatru. Na ziemię spadały kolorowe liście, pozostawiając cienką warstwę na chodniku i drodze. Naszła mnie wena, w skutku czego sięgnąłem po gruby - w połowie już zapisany zeszyt i zacząłem pisać książkę, a konkretniej kolejny rozdział już zaczętej historii. Może i moje książki nie były specjalnie dobre, dlatego nikomu ich nie pokazywałem, za to były moje. Miały znaczenie dla mnie i to się liczyło. Były swojego rodzaju upustem emocji, które się we mnie kumulowały. Pisanie przynosiło spokój, oczyszczało umysł i uwalniało na chwilę od rzeczywistości, której każdego dnia tak bardzo się bałem.

~pretty lies~ karlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz