❦︎ 3 ❦︎

1.9K 136 240
                                    

Babcia mieszkała dość daleko od mojego osiedla, więc byłem zmuszony pojechać busem. Siedziałem ze wzrokiem wpatrzonym w okno, za którym do znudzenia przesuwały się podobne widoki. Sklepy, domy, ludzie, samochody, sklepy, domy... W uszach jak zazwyczaj słuchawki. Bez muzyki bym nie przeżył.

Are you tired of me yet?
I'm a little sick right now but I swear
When I'm ready I will fly us out of here

Fragment piosenki This is Home - Cavetown jak zwykle zmusił mnie do refleksji. Często się zastanawiałem, czy moi przyjaciele są już zmęczeni mną, moimi wiecznymi problemami i ciągłą potrzebą pomocy z ich strony. Miałem dość swojego życia i siebie samego. Patrzyłem w lustro każdego ranka i wieczoru, spoglądałem w swoje własne, tak obce oblicze i czułem się tak, jakby to nie było prawdziwe życie, tylko jego żałosna imitacja. Chciałem się ruszyć w poszukiwaniu szczęścia, ale wciąż stałem w miejscu nie umiejąc nic zmienić. Brakowało mi czegoś, ale nie potrafiłem powiedzieć czego dokładnie. Jedno miejsce w sercu wciąż zionęło pustką i czernią, zarażając cały umysł mrokiem, mimo tak wielu kolorów dookoła.

- Gdzie Pan wysiada? - odwróciłem głowę w stronę, z której dobiegł cichy głosik. Drobna staruszka o beżowo - siwych włosach  podpierająca się na lasce. Drobne zmarszki  przy intensywnie zielonych oczach oraz po bokach ust świadczyły o tym, że dużo się uśmiechała. Zdała się tak pogodna.
- Jadę na ulicę Słoneczną. - odparłem starając się zabrzmieć jak najbardziej wesoło.
- W takim razie to już następny przystanek. - trafnie spostrzegła.
- O tak, racja... Z tego zamyślenia straciłem poczucie czasu. - skarciłem się w głowie za własną głupotę, bo gdyby nie ona, prawdopodobnie przegapił bym miejsce wysiadki. Wstałem z miejsca, żeby stanąć bliżej drzwi. Kobieta dalej mi się przyglądała.
- Jesteś dobrym człowiekiem. - stwierdziła, gdy już miałem wysiadać. Obróciłem się przechodząc przez drzwi.
- Dziękuję. Miłego dnia. - na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Dość dziwna sytuacja, jednak przynajmniej zsunęła moje myśli ze złego toru.

Dotarłem wreszcie do kamieniczki z czerwonej cegły oznaczonej numerem 40. Wbiegłem stromymi, krętymi schodami na pierwsze piętro i zapukałem do mieszkania nr 5.
Ciche kroki, zgrzyt zamka, naciskanie klamki. Ujrzałem wreszcie swoją babcię. Szarawe włosy, niegdyś w odcieniu jasnego blondu. Duże, niebieskie oczy zdobione przez okulary o cienkich oprawkach i zwiedzającymi się z nich dwoma sznurkami koralików. Ciepły uśmiech, który potrafił rozjaśnić każdy, nawet mój najgorszy dzień, niczym promień słońca przedzierający się przez chmury wczesnym rankiem. Fioletowy sweterek, podkolanówki w paski, pomalowane na różne kolory  paznokcie. Taka właśnie była. Pogoda bijącą z jej drobnej osoby, radość ducha, szczerość i czysta miłość. Potrafiła tym zarazić  każdego, kto przebywał z nią w jednym pomieszczeniu dłużej niż minutę. Anioł, nie człowiek.

- Hej babciu! - zawołałem radośnie przytulając ją. Poczułem się tak lekko, jakbym nie miał nigdy żadnych problemów. Czysta beztroską ogarniała moje serce, jakbym nadal był małym chłopcem.
- No, Karl! Myślałam, że się już nigdy nie zjawisz odwiedzić starej, durnej babki. To jak, chcesz coś zjeść? Pewnie starych jak zwykle w domu nie ma i głodujesz. - westchnęła i odwróciła się zmierzając w stronę kuchni. Zamknąłem drzwi i podążyłem za nią. W mieszkaniu roznosił się zapach słonych przypraw, a jednocześnie słodkich kwiatów, porozstawianych gdzie się da w doniczkach i wazonach. Przez kaszmirowe zasłony przebijały się delikatnie promienie słońca, które coraz rzadziej dało się ujrzeć ze względu na porę roku.
- Zjadłbym rosołu jeśli masz. - mruknąłem rozsiadając się na krześle o kolorowym obiciu.
- Tak się składa, że mam. - nabrała dużą łyżką trochę płynu i nalała do miski z długimi nitkami makaronu.

~pretty lies~ karlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz