Rozdział 25

691 50 7
                                    

Leżeliśmy tak chyba z godzinę, aż pielęgniarka przyszła zabrać mnie na moją salę. Ale wybłagałam od niej jeszcze kilka minut.
- Nie zapytałam cię jeszcze... - uśmiechałam się do malutkiej dziewczynki na moich rękach. Spojrzałam na Luka. - Jak nasza córcia będzie miała na imię?
Luke zaśmiał się pod nosem i spojrzał na dziecko. Nie odzywał się przez dłuższy czas. Zastanawiał się nad odpowiedzią na moje pytanie.
- Nie wiem, czy ci się spodoba...
- Powiedz.- spojrzał na mnie.
- Elizabeth... - łzy zebrały się w moich oczach. To było piękne imię. I należało kiedyś do mojej mamy.
- Jest cudowne. - pocałowałam go w usta - Muszę iść. Przyjdę hak najszybciej. Kocham cię...
- Też cię kocham.
Wyszłam z sali kierując się w stronę mojego pokoju.
W pomieszczeniu było bardzo duszno. Coś wydawało mi się dziwne. Wzięłam głęboki wdech... i spanikowałam. Rzuciłam się biegiem do wyjścia. Ale w połowie się zawróciłam.
Luke...
Po drodze zauważyłam pielęgniarkę. Podbiegłam do niej i podałam dziecko. Ruszyłam korytarzem w stronę sali blondyna. Po całym szpitalu ryczały już syreny. Wpadłam do pokoju. Nie było w nim Luka. Biegłam przez korytarz nawołując chłopaka. Wszystkie pomieszczenia były puste, w holach nikogo nie było. Zostałam tylko ja.
Nie miałam siły biec. Przytrzymałam się przy ścianie. Oddychałam nierównomiernie.
Po chwili ktoś chwycił mnie za biodra i przerzucił przez ramię. Nie biegł do drzwi, skierował się w przeciwną stronę. Waliłam go pięściami w plecy, ale nic to nie zdziałało. Nie wiedziałam, co ten człowiek ma zamiar mi zrobić.
Po kilku chwilach biegu poczułam świeże powietrze. Byliśmy na zewnątrz, ale mój porywacz nadal się nie zatrzymywał. Nie oddaliliśmy się zbyt daleko od budynku, kiedy wybuchł. Siła towarzysząca eksplozji rzuciła nas na ziemię. Gruzy latały nad nami. Napastnik rzucił się na mnie. Ale nie chciał mnie skrzywdzić. Chciał mnie chronić.
Kilka sekund później zagrożenie minęło. Moja żywa tarcza odsunęła się ode mnie. Dopiero teraz go poznałam. Blond włosy, błękitne oczy. Nawet o nim zapomniałam, przez to całe szukanie Luka.
- Jest bezpieczny. Tak jak ty.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i uśmiechnęłam się. Odwzajemnił mój gest. Wstaliśmy i poszłam za chłopakiem. Po pokonaniu kilkuset metrów doszliśmy do czarnego terenowego samochodu. Przy nim stał Luke. Gdy mnie zobaczył rzucił się biegiem w moją stronę. Przytulił mnie mocno i ucałował we włosy. Nie podnosząc głowy podziękował blondynowi.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że ci się udało. Dzięki Mike.

Furious/l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz