Rozdział V - Wszystkiego najlepszego Jean

119 8 1
                                    

Od ostatniej rozmowy z matką minęły 3 dni. W prawdzie wymienialiśmy kilka wiadomości w tym czasie, ale o jakieś dłuższej rozmowie nie było mowy. Mam wrażenie, że moje pytanie o śmierć ojca bardzo ją poruszyła i może bała się, że znowu zacznę ten temat. Poza tym, ja też nie miałem specjalnie czasu.

Przez te dni, razem z Marco, zajmowaliśmy się dalszym analizowaniem sprawy i szukaniem powiązań w innych przestępstwach. Teraz kiedy upewniłem się, że w tym pożarze zginął mój ojciec dostałem dodatkowy, prywatny powód aby ją rozwiązać. Nie powiedziałem nic o tym Bodtowi. Pewnie uznał by, że podejdę do tego zbyt osobiście i będzie chciał ją porzucić. Całe szczęście Kirschtein to dosyć popularne nazwisko w tych stronach. Z resztą w samym raporcie z akcji jest tylko mała zmiana o poległych i rannych strażakach.

Swoją drogą to nie jest jedyną rzecz, której nie powiedziałem Marco. Dziś jest 7 kwietnia, czyli moje urodziny. Jakoś nie chciałem się tym specjalnie chwalić. Z resztą nie ma czym. Od dzień jak każdy inny.

Mieszkając w Namur, zawsze hucznie je obchodziłem. Albo głośna domówka, przechadzka po najlepszych klubach w mieście, albo wyjazd całą ekipą do Paryża. Kiedyś się szalało. Kiedyś to były czasy.

Jednak moje 24 urodziny, będę obchodził samotnie w mieszkaniu w Blankenberge. Ani nie mam specjalnie ochoty ich obchodzić, ani nawet nie mam z kim. Sasha i Connie są dziś zajęci, nie ma co się dziwić, w końcu dziś jest wtorek, normalny pracujący dzień. Marco niby ma wolne, tak jak ja, ale ostatnio wspomniał, że dziś musi zawieść matkę na jakieś badanie do kliniki w innym mieście. A innych znajomych tutaj nie mam.

W ten sposób zostaje ja, farby i jeszcze białe ściany. Wybrałem lekko popielaty szary, wystarczająco ciemny jak na mój gust, ale też nie będzie się miało wrażenia, że wchodzi się do nory. Tapeta w rude cegiełki, które już zamówiłem dodadzą jeszcze więcej koloru i życia temu pomieszczeniu. Zdecydowanie bym wolał takie prawdziwe kawałki cegły, ale właściciel mieszkania się nie zgodził na takie zmiany. Kolor ścian mogę sobie zmieniać, pod warunkiem, że kiedy będę się wyprowadzał znowu przemaluje je na biało. Rozumiem go i nie zamierzam narzekać z tego powodu. Zawsze są jeszcze duże okna, które dają wystarczająco dużo światła. Także szare ściany nie będą mi straszne.

Zabrałem się do pracy, zaczynając od przesuwania swoich nowych mebli jak najdalej od ścian, by ich nie pobrudzić. Dobrze, że powstrzymałem się od wyjęcia telewizora z pudła. Wyciągnę go dopiero, gdy farba już wyschnie. Nie ma co kusić losu. Świetnie sobie daje rade, ale z zasady mam pecha w życiu, więc wolę nie ryzykować.

Przesuwając regał który stał w jadalnianej części salonu, w mojej kieszeni poczułem wibracje. Telefon jak zwykle mam wyciszony. O ile staram się w dni wolne jednak mieć dźwięk włączony, o tyle nie zawsze mi to wychodzi. Chociaż z drugiej strony, jak nie mam przy sobie telefonu to znaczy że nie mam czasu na rozmowy. W sumie tak jak teraz. Ale szybko zrezygnowałem z dalszego przesuwania mebli, gdy wibracje znowu dawały znać.

Nie musiałem nawet patrzeć, żeby domyśleć się kto dzwoni. Skoro Sasha, Connie i Marco są zajęci, a nie oczekuje żadnego innego telefonu to pozostaje tylko moja matka z życzeniami.

Nie myliłem się.


-Janeczku, wejdź na kamerkę! – Krzyknęła i równie szybko się rozłączyła.


Cała mama.

Zadzwoniłem do niej przez Messengera. Po krótkiej chwili na ekranie telefonu pojawiła się ona wraz z Tomem. Mieli założone kolorowe czapeczki urodzinowe na głowach i z uśmiechem na twarzy zaczęli śpiewać mi "Sto Lat".

-Wszystkiego najlepszego kochanie. Samych sukcesów, szczęścia, zdrówka, przyjaźni i miłości. Szczególnie miłości!

-Właśnie, Jean. Czekamy aż przyprowadzisz jakaś pannice. Twoja matka czeka na wnuki. - Tom zaśmiał się, na co mama szturchnęła go łokciem.

Ta jedna sprawa [JeanMarco]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz