-Masz jakieś specjalne życzenia na dziś? - spytałem Marco kiedy ubierałem spodnie.
-Zdaję się na Ciebie. - odpowiedział.
Leżał na łóżku i odpisywał na życzenia, które podostawał z okazji swoich urodzin. Spojrzał w moja stronę ukratkiem, czekając aż ja coś powiem. Jednak ja miałem inny pomysł. Koszulkę, którą zamierzałem założyć rzuciłem na podłogę i wszedłem na łóżko.
-No coś tam zaplanowałem, ale najchętniej bym Cię stąd nie wypuszczał. - przykryłem wargi zalotnie.
Pochyliłem się nad nim i zacząłem składać delikatne pocałunki na jego szyi. On odchylił głowę, dając mi łatwiejszy dostęp do niego. Miałem w planie dalej to kontynuować. Ale skończyło się na planach, bo ten zaczął się cicho śmiać pod nosem, przykrywając twarz przedramieniem.
-Co się chichrasz? - spytałem odrywając się od niego.
-Nic, nic. - powiedział ze słodkich uśmiechem.
Usiadłem na nim i przyjrzałem mu się uważnie z większej odległości. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
-Mów. - powiedziałem stanowczo.
-No ale naprawdę nic.
Chwyciłem go za nadgarstki i pociągnąłem jego ręce do góry, przykuwając go tak do łóżka. Nasze twarze dzieliły centymetry. On tylko zamknął oczy. Twarz miał spokojną z lekko podniesionymi kącikami ust.
-Marcoooo... - przeciągnąłem jego imię lenwie. - Co na mam z Tobą zrobić?
-Może zabierzesz mi telefon i go wyłączysz? - odpowiedział rozbawionym głosem.
-To o to Ci chodzi? - puściłem go.- Moje wytłumaczenie jest takie, że po pierwsze i najważniejsze Sasha jest nienormalna ale za to ma jakąś super moc... Jakby to nazwać... Do wtrącania się tam gdzie nie jest potrzebna.
-Akurat z tym się muszę zgodzić.
Spojrzałem na niego pytająco. Delikatnie dał mi do zrozumienia, żebym puścił jego nadgarstki, co też zrobiłem. Kiedy już był wolny, złapał za swój telefon. Chwilę później pokazał mi ekran, na którym były wiadomości o nieodebranych wiadomościach. A w nich powiadomienie o połączeniu od Sashy o 00:23. Westchnąłem ciężko.
-Wariatka.
-Kochana. - dodał. - Chciała mi złożyć życzenia urodzinowe. Jak najszybciej.
Kochany to akurat był on, że tak myślał. Doskonale zdawałem sobie sprawę dlaczego dzwoniła. Przy najbliższej okazji czeka mnie z nią rozmowa na temat mój, Marco i jej chorej fascynacji naszym związkiem.
-Jak ją tylko dorwę to...
-Jean, przestań. - pogładził mnie po policzku.
Westchnąłem ciężko. Naprawdę w tamtym momencie go nie rozumiałem. W końcu to raczej nie zdrowie aż tak interesować się cudzym związkiem. Poza tym ja sam nie za bardzo lubię się chwalić moimi prywatnymi sprawami. Chyba że już naprawdę coś mi bardzo ciąży na wątrobie albo jestem pod wpływem sporej ilości alkoholu. To wtedy mógłbym gadać aż za dużo.
-Marco. A ona Cię nie irytuje? - spytałem.
-Szczerze. - pokiwałem głową, by pokazać mu że chce poznać jego zdanie na ten temat. - Szczerze, to miła odmiana, że ktoś jest tak pozytywnie nakręcony na mój związek. Zazwyczaj wywołuje to inne reakcję.
Nigdy tak o tym nie pomyślałem. Fakt, że wszyscy moi bliscy bardzo dobrze przyjęli fakt mojej orientacji prawdopodobnie przyczynił się do tego, że nawet nie brałem pod uwagę takiej możliwości. Zrobiło mi się smutno i zupełnie starciem humor, kiedy zacząłem się nad tym zastanawiać. Najbardziej dobijała mnie myśl ile on musiał przecierpieć z tego powodu. Szczególnie, że ma takiego ojca pychola.
CZYTASZ
Ta jedna sprawa [JeanMarco]
FanfictionMłody 24-letni Jean Kirstein po skończeniu Akademii Policyjnej, dostaje posadę oficera śledczego w spokojnym belgijskim mieście nad morzem. Razem z nowym partnerem policyjnym Marco Bodtem poza codziennymi sprawami, próbują rozwikłać zbrodnie sprzed...