Rozdział XI - Gdzie jesteś Marco?

124 9 1
                                    

Jasne promienie słońca przywędrowały na moją twarz. Znaczyło to, że jest już koło południa. Leniwie przykryłem oczy ręką. Najchętniej bym jeszcze spał. Bolała mnie głowa, a w ustach miałem Saharę. Już wczoraj zdawałem sobie sprawę, że kac będzie mnie męczył, ale oczywiście nie sądziłem, że aż tak. O tyle dobrze, że nie chce mi się rzygać. Zawsze to jakiś sukces.

Szybko chwyciłem po butelkę wody, która przyniosłem sobie w nocy. Ciężko podniosłem się do siadu. Cholera, wszystko mnie boli. Plecy, kark, nogi. Japierdole. Czemu człowiek sobie to robi.

Rozejrzałem się dookoła. Marco nigdzie nie było. Przez moment przeszła mnie myśl, że cała wczorajsza akacja mi się tylko przyśniła. Że wczorajszej imprezy wlałem w siebie takie ilości alkoholu, że aż odcięło mnie. A to, że jestem w pokoju, to tylko zasługa moich przyjaciół, którzy mnie tu przynieśli. Nie może to być prawda.

Doskonale pamiętam, że o 5 rano liczyłem jego piegi, przyglądając się każdemu skrawkowi jego ciała, które nie było przykryte moją kołdrą. Pamiętam jego zapach, kiedy się do niego wtulałem. Właśnie. Pamiętam to ciepło jego ciała, które mnie rozgrzewało. A w tamtym monecie, każdy stopień był dla mnie na wagę złota. Na pewno nie mogłem sobie tego wymyślić. Te wszystkie odczucia były zbyt realne, zbyt intensywne by był to tylko sen.

Więc gdzie on jest? To może uciekł. Być może uznał, że źle postąpił zostając u mnie na noc albo że cała wczorajsza sytuacja to był jeden wielki błąd i najlepiej będzie opuścić to miejsce, udając, że nic takiego nie miało miejsca.

Tylko złe scenariusze przychodziły mi do głowy. Powoli zaczynałem popadać w jakąś paranoje, nakręcając sam siebie. Najlepszym pomysłem będzie po prostu sprawdzić czy moje okropne wizje mają jakieś odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Błyskawicznie zerwałem się na równe nogi. Od razu wspomnę, że był to bardzo głupi pomysł, bo od razy zrobiło mi się ciemno przed oczami i zaczęło się kręci w głowie. Ledwo co utrzymałem się na równych nogach. Tylko fakt, że miałem bardzo ważną rzecz do sprawdzenia, dała mi siłę by nie położyć się znowu na materacu. W końcu nie miałem czasu należenie i czym prędzej musiałem sprawdzić czy moje przypuszczenia nie są oby prawdzie.

Z impetem wkroczyłem do salonu, gdzie niemal od razu ukazał mi się Marco. Robił coś w kuchni, nawet nie zwracam uwagi co dokładnie, bo moje myśli ogarnęła ulga, że go widzę.

Od razu zrobiło mi się jakoś lepiej. Nie sądziłem, że jego widok aż tak bardzo mnie ucieszy. Chciałem do niego podejść, złapać go za rękę, przytulić. Wszystko. Pragnąłem być jak najbliżej niego.

Czemu tego nie robię? Chyba boję się jak zareaguje. Szczególnie, po tym, co wczoraj wygadywałem. Na samą myśl czuję wielką żenadę. Jak na złość mam super moc, że ile bym nie wypił i tak będę wszystko pamiętać. Niby super, ale jest to broń obusieczna. Niestety alkohol bardzo szybko pozbawia mnie wszystkich hamulców moralnych, więc jest wiele rzeczy, o których nie chciałbym pamiętać. Jak na przykład tej wczorajszej gadki, kiedy byliśmy już u mnie w mieszkaniu. Przecież to co wygadywałem było żałosne.

-Wstałeś. – Powiedział radośnie, gdy tylko mnie zobaczył. – Pożyczyłem od Ciebie trochę ubrań, bo nie chciałem zakładać swoich z wczoraj. Swoją drogą, mam szczęście, że masz trochę oversizwoych ciuchów, bo miałbym spory problem.

Marco wyszedł za blatu i obrócił się dokoła, żeby pokazać co sobie ode mnie pożyczył. Wziął moje szare, luźniejsze dresy z czarnymi paskami z adidasa i czarną bluzkę. O ile górna część garderoby była dopasowana, to dolna... No na nim nie była luźna.

Mimo, że z Marco jesteśmy bardzo podobnego wzrostu, może przewyższa mnie o raptem 2 cm, to on jest zdecydowanie lepiej zbudowany ode mnie. Inaczej. Ja jestem po prostu wyjątkowo szczupły. Przy wzroście 190 cm, ważę 75 kg, więc no bardzo mało. Można powiedzieć, że aż za mało. Za to Marco to można tylko pozazdrościć jego tężyzny fizycznej.

Ta jedna sprawa [JeanMarco]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz