Po mojej wizycie u dziadków wróciłem do mieszkania i czekałem na jakąś wiadomość od Marco. Martwiłem się o niego. Zwłaszcza, że był bardzo wzburzony, co nie było do niego podobne. W końcu gdzie on, taki wiecznie epatujący optymizmem i uśmiechem stworek. Oczywiście wiem, że każdy może mieć gorszy humor i być po porostu wkuriwonym. Nie miałem z tym problemu. Niepokoił mnie bardziej nieznany mi powód jego złego nastroju.
Do godziny 18 czekałem na jakiś sygnał, ale potem stwierdziłem, że nie ma co siedzieć samemu. Przez to tylko siedzę i snuje najczarniejsze wizję. A to w końcu dorosły facet, który potrafi o siebie zadbać.
Zadzwoniłem do Conniego czy może nie jest wolny, żeby nie siedzieć samemu i tego nie roztrząsać. Był zaskoczony, że nie jestem już w Namur. Fakt, nie miałem, za bardzo okazji powiedzieć im, że już wróciłem. Okazało się, że jakiś czas temu ogarnął już swojego dziejszego klienta i właśnie czeka na Sashe, z którą umówił się u niego w domu na wspólne oglądanie jakiś tandentych horrorów.
Więc zapowiadał się idealny wieczór. Postanowiłem pójść pieszo i przy okazji zająć po jakieś piwo czy wino. Oczywiście dla Sashy kupiłem piwo bezalholowe i trochę słodyczy, żeby nie czuła się pokrzywdzona. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego jak to mogłoby się skończyć w innym wypadku. Wolałem oszczędzić sobie jej reprymendy. A z pustymi rękoma też przecież nie pójdę.
Nawet zachodząc na zakupy dotarłem na miejsce całkiem szybko. Sam byłem zdziwiony tym faktem. Może to przez to, że mimo wszystko denerwuje się co się dzieje z Marco, albo tak bardzo u uciekam przed samotnością, nawet nieświadomie. Zostaje jeszcze możliwość, że tak bardzo stęskniłem się za Connie i Sashą, ale to mało prawodpodnie. Szczególnie że nie wiedziałem ich raptem parę dni, a biorąc pod uwagę, że nie widziałem ich kilka lat, obecna rozłąka to mały pikuś.
Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi prowadzących prosto do domu Conniego. Chwilę później słyszałem jak szybko schodzi po schodach na dół. Otworzył mi.
-Następnym razem wchodź tyłem. Zwykle tam są otwarte.
-Ty zdajesz sobie sprawę, że nie zbyt bezpieczne.
Ten tylko wzruszył ramionami i wszedł na górę po schodach do mieszkania. Pokiwałem tylko głową w gęście mojej dezaprobaty. Zauważył to.
-Salon i tak zawsze jesy zamknięty, jak nikogo tam nie ma. Drzwi ma górze tak samo, bo dziadek boi się, że ktoś mu przyjdzie na górę z klientów. No chyba, że ja jestem w środku to są otwarte. Więc no ten korytarz to bardziej jak klatka schodowa w bloku, więc zluzj majty.
-Dobra spokojnie. Co Ty taki nerwowy? - Spytałem, bo nie dało się nie zauważyć gorszego samopoczucia przyjaciela.
-Idziemy zapalić?
Oczywiście, że się zgodziłem. Ostatnio za często po nie sięgam, ale za dużo sytuacji temu sprzyja. W końcu papieros do idealny moment na narzekanie ma swoje życie. Tym razem była jego pora. Więc zawróciliśmy ze schodów i poszliśmy na tył budynku, przez tyle drzwi, które rzeczywiście są otwarte. Ani trochę tego nie pochwalam, mimo, że to spokojna dzielnica. Po prostu za dużo wariatów jest na świecie. Jednak nie chciałem już dzielić się moimi opiniami na ten temat. Ostatnie czego potrzebował Connie to reprymentdy ma temat bezpieczeństwa i ochrony swojego domostwa.
Podał mi paczkę, z której wyciągnąłem jednego papierosa i włożyłem go sobie do ust. Podpalił najpierw mi, a potem sobie. Kiedy on pierwszy raz zaciągał się ją zacząłem rozmowę.
-To czemu taki wkuriowny chodzisz?
-Sasha... - Wypuścił dym z ust. - Jak nie pierdoli mi o Nicolo to o tym, że 2 końcu bym sobie kogoś znalazł. To będziemy chodzić na potrójne randki. - Zaczął naśladować jej głos i robić przy tym głupie miny. - Nosz kurwa.
CZYTASZ
Ta jedna sprawa [JeanMarco]
FanfictionMłody 24-letni Jean Kirstein po skończeniu Akademii Policyjnej, dostaje posadę oficera śledczego w spokojnym belgijskim mieście nad morzem. Razem z nowym partnerem policyjnym Marco Bodtem poza codziennymi sprawami, próbują rozwikłać zbrodnie sprzed...