Rozdział X - Chyba od samego początku

123 11 13
                                    

Sobota 2 Maja, godzina 19.00 i ja, gotowy do wyjścia. Powiem nawet, że wyszedł ze nie mnie młody, gniewny Kirschtein. Tak trochę.

Założyłem w końcu swoje kolczyki. Nie pamiętam kiedy ostatni raz założyłem wszystkie swoje kolczyki. Chyba przed akademią policyjna. W pracy też nie za bardzo mogę je nosić. W lewych uchu mam 3 dziurki na łatku ucha w które włożyłem zwykłe, okrągłe kolczyki w srebrnym kolorze i dodatkowo pasującego do nich Helixa. Zaś na prawym założyłem tylko czarny Industrial.

Tak poza tym nie ubrałem niczego niezwykłego. Czarne, rozdarte spodnie, do których doczepiłem srebrne łańcuchy po prawej stronie. Do tego zwykła czarna koszulka i czarne, bo jakby inaczej, glany za kostkę. Żeby chodź trochę nie przypominać zdesperowanego nastolatka na pogrzebie założyłem jeszcze dużą, ciemno jeansową koszulę, która bardziej robiła za kurkę i pewnie w klubie zostawię ją w szatni. Do tego parę pierścionków i zegarek.

Może nic specjalnego, ale czułem się zajebiście.

Więc tak gotowy czekałem na Sashe, która miała mnie zawieść na miejsce. Z resztą sama mi to zaproponowała. Nie brałem swojej Jolene, z prostego powodu. Na pewno nie zamierzam bawić się w absencje na tej imprezę. Wystarczy że ona już odpadła. Z wiadomych powodów.

Marco też proponował, że on wraz z Milliusem mnie zabiorą, ale odmówiłem. Nie chciałem mu przeszkadzać. Z resztą na samą myśl o tym typie robi mi się gorąco i to w tym złym tego słowa znaczeniu. Może po jednym piwie lub dwóch będę miał w niego wyjebane. Albo chociaż będę miał większą tolerancję na tego zjeba.

Nie musiałem długo czekać, aż pod moje mieszkanie zajechał Jeep Sashy. Szybko wskoczyłem do tyłu auta, w którym poza nią, znajdował się jeszcze Nicolo, Hitch i Marlo.

-Jean, a żeś się odwali. - Pochwaliła mnie Sasha i odwróciła się w moja stronę. - Kolczyki, no poszalał Pan.

-A tam. - Zaśmiałem się. - To jeszcze nic. Kiedyś miałem ich zdecydowanie więcej.

-No tak. To była taka nasza mała alternatywa. Pamiętam jak wysłał nam jakieś zdjęcia na Snapie.

-Masz może jakieś zapisane? - Spytała się Hitch. - Chętnie bym zobaczyła.

Przysunęła się do mnie bliżej, na Marlo zareagował z poirytowaniem. Ewidentnie ich związek nie należał do najlepszych.

-Musiałabym poszukać. Może gdzieś mam.

Ruszyliśmy w drogę i niedługo potem byliśmy na miejscu. Prawdę mówiąc nie było specjalnie dużo osób i w sumie nie ma co się dziwić, bo to dopiero początek imprezy. Całą grubą udaliśmy się do zarezerwowanej sali, gdzie zastaliśmy Conniego wraz z jego młodszym rodzeństwem Sunny i Martinem. Chyba kończyli już wszystkie przygotowania.

-NAJLEPSZEGO! - Krzyknęliśmy wszyscy razem.

-Dzięki, dzięki. - Odpowiedział zadowolony.

Poskładaliśmy życzenia każdy z osobna, podarowaliśmy mu prezenty. On zamiast rozpakować, podał je wszystkie dla Sunny i Martina. Kazał im zanieść je do jego samochodu. Trochę przykre. W sumie byłem ciekawy jak zareaguje na prezenty.

-A czemu ich nie zobaczysz? - Spytałem.

-Mordo, wy jesteście dla mnie najlepszym prezentem. - Odpowiedział. - A je rozpakuje w domu, na spokojnie. Teraz przyszliście się bawić. Chociaż wy to mi się jeszcze przydacie, bo zaraz szamka ma przyjechać.

Impreza tak naprawdę zaczęła się dopiero koło godziny 21. A wcześniej mieliśmy trochę czasu, żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik a potem pogadać i nie tylko. Wypiłem już trochę ze znajomymi, jak to nazywam, z salonu i restauracji. Ogólnie te dwie ekipy były ze sobą zgrane. Widać że Connie i Sasha scalają ze sobą ludzi.

Ta jedna sprawa [JeanMarco]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz