Rozdział XIV

111 9 8
                                    

Tego dnia razem miałem pomoc Conniemu i jego rodzicom w remocie. A dokładnie w wynoszeniu mebli z mieszkania. Czym będzie więcej osób tym lepiej. Z resztą bardzo chętnie znowu bym się zobaczył z państwem Springer.

Czekając aż Connie skończy dziarać jakiegoś typa, bo mu się trochę przedłużyło, spacerowałem sobie nieopodal jego zakładu przeglądając wystawy sklepie i przypominając sobie co tu było wcześniej.

Co prawda proponował mi, żebym posiedział z nimi albo zaszedł do jego dziadka na górę ale uznałem, że taki spacer dobrze mi zrobi.

Jakoś nie mogę usiedzieć na miejscu kiedy wiem, że jutro mają wybudzić Marco. Chciałem jak najszybciej przeżyć ten dzień, a takie rozsiadanie się niepotrzebnie by mi przedłużało czas.

Z samego rana już u niego byłem. Na tyle wcześnie, żeby mieć 100% pewności, że nie będzie jego ojca. Mogłem co prawda zajść później, ale wczoraj umówiłem się z Connie. A takie spotkanie będzie dla mnie lepsze niż siedzenie samemu przy Marco.

Nie kontaktowałem się z Miną, po tym jej pocałunku. Uznałem to za nieistotną drobnostkę. Wszystko się w końcu ułoży. Oczywiście, jest mi trochę głupio przez zaistniałą sytuację. Nie chciałem, żeby pomyślała, ze lubię ją bardziej niż kodeks koleżeński nakazuje, ale w końcu nie dawałem jej żadnych złudnych nadziei. A jeżeli bycie miłym i przyjacielskim uznała za oznakę jakiś głębszych uczuć, to już jej problem, że nie potrafi odróżnić jednego od drugiego. W tym temacie nie mam sobie nic do zarzucenia.

Z resztą teraz mam inne zmartwienia. Poza oczywistym Marco, cały czas gdzieś z tyłu głowy myślałem o śledztwie. Poszukiwania Hoovera, nie posiadając narzędzi i bazy danych policji jest już bardziej skomplikowane.  Niestety, ale teraz jestem odcinany od najdrobniejszych informacji o podejrzanym. Tłumaczą to, że teraz ta sprawa mogła się stać dla mnie za bardzo prywatna.

I dużo się nie myślą. Nie wiedzą, że to śledztwo od samego początku było dla mnie w jakimś stopniu sprawą prywatną. Teraz to się tylko nasiliło. Ale wniosek z tego jeden, mimo jakiegoś związku ze sprawą, potrafiłem myśleć logicznie. Dalej potrafię. Bo to, że policja próbuje mnie delikatnie odsunąć, ja dalej szukam sprawcy.

Dlatego spotkanie które zaproponował Connie, bardzo mnie ucieszyło. W końcu będę mógł go trochę wypytywać o Hoovera. Oczywiście będę musiał się postarać, żeby niczego nie podejrzewał. Tu trzeba działać ostrożnie. Nie chcę go w nic wplatać.

Zmierzałem z powrotem do Connie'go,  bo już mijała prawie godzina od kiedy opuściłem jego studnio. W takim czasie raczej powinien już skończyć, tak przynajmniej powiedział.

Przechodząc obok sklepów moim oczom rzuciła się kwiaciarnia. Spojrzałem na zegarek, w sumie jeszcze mam trochę czasu. Więc specjalnie dużo nie myśląc wstąpiłem do owego sklepu. Może to głupie, ale poczułem nieodparty przymus poszukania dla Marco jakiegoś kwiatka. W końcu on bardzo je lubi. Na pewno będzie mu przyjemnie, kiedy się obudzi i zobaczy nie tylko ciastka ale i jakąś roślinkę. 

Śmiejąc się w głębi duszy z samego siebie rozglądałem się na najciekawszymi, doniczkowymi kwiatkami w kwiaciarni. Doskonale pamiętam, że on nie przepada za ciętymi kwiatami, bo przez to nie można się nimi długo cieszyć. Nawet w tym musi być taki uroczy. 

To nie tak, że pierwszy raz kupuje kwiaty dla kogoś, ale zwykle to były jakieś sztampowe róże czy tulipany dla byłej, mamy albo nauczycielek, na koniec roku. Miałem przekonanie, że kwiaty to tylko kwiaty, więc po co drążyć temat. 

Tylko teraz jest... inaczej. 

 Z pomocą ekspedientki przeglądałem regały w poszukiwaniu tego jedynego i najlepszego okazu. Ona proponowała mi jakieś monstery czy inne paprotki, ale to nie było to. Potrzebowałem czegoś, co będzie mu o mnie przypominało. Tak jak wypadku słonecznika, którego od niego dostałem. Zawsze kiedy go podlewam albo chociaż na niego spojrzę w sercu robi mi się cieplej na samą myśl o nim. 

Ta jedna sprawa [JeanMarco]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz