Rozdział VII - Masz takie same oczy jak on

122 10 3
                                    

17 kwietnia, właśnie dziś mija 19 rocznica dnia który zniszczył wiele żyć, w tym i moje. Jestem zmęczony, nie mogłem zasnąć. Całą noc kręciłem się na materacu raz w prawo, raz w lewo. W głowie miałem tylko dwie myśli. Rozwiązanie tej zagadki i Marco.

Po wczorajszym szczególnie Marco. Jak wczoraj znikł tak nie ma z nim kontaktu. To niby tylko jeden wieczór i noc bez żadnej wiadomości od niego, ale boję się, że tak już zostanie.

Chciałem zadzwonić do Sashy albo Conniego, ale sam nie wiedziałem co dokładnie miałbym im powiedzieć. Czuje się zagubiony. Myślałem, że chociaż sen da mi trochę ukojenia, ale zamiast tego wpatrywałem się w rozgwieżdżone, nocne niebo. A te gwiazdy wyglądały jak piegi rozsiane po twarzy Marco. Przestań, Kirschtein. Przestań o nim myśleć.

Przez całą noc wpadłem na jeden pomysł. Nie wiem czy dobry, ale kiedyś mi to pomagało w trudnych sytuacjach. Zamierzam pójść na cmentarz, na grób mojego ojca. Wygadać się mu i poukładać myśli. Wstyd mi tylko, że przez tyle lat nie byłem go odwiedzić. Wcześniej mogłem tłumaczyć to sporym kawałkiem drogi, ale teraz, od kiedy znowu jestem w Blankenberge, nawet o tym nie pomyślałem. Taki syn to skarb.

Z samego rana piechotą ruszyłem do Centralnego Cmentarza w Blankenberge. Nie chciałem kierować, mimo że mnie to bardzo odpręża. Taki spacer da mi więcej czasu na ochłonięcie. Poza tym jestem tak niewyspany, że stwarzałbym tylko niepotrzebne niebezpieczeństwo na drodze.

Poza tym byłem ciekawy czy dojdę tam bez żadnej pomocy. Ostatni razem byłem tam przed przeprowadzką do Namur. Mama nie chciała tu więcej przyjeżdżać. Wcale jej się nie dziwię.

Dzięki mojej doskonałej orientacji w terenie udało mi się dość do wyznaczonego celu. Co prawda, tą drogę dało by się przejść szybciej. Jednak nie specjalnie się tym przejmowałem. Teraz zaczęły się poszukiwania nagrobka.

Pamiętam, że był to biały nagrobek, gdzieś w zachodniej części cmentarza. Stał obok drzewa, jednak nie pamiętam jakiego. A obok niego były jeszcze dwie identyczne płyty, również poległych strażaków w tym pożarze. Oczywiście były to już starsze nagrobki, więc trzeba szukać ich w rewirach gdzie leżą zmarli z 2001 roku. Tyle informacji musiało mi starczyć.

Mam wrażenie, że te poszukiwanie zajęło mi dłużej niż sama droga tutaj. Mimo, że wiedziałem jakiego mniej więcej nagrobku szukam czytałem inskrypcje na każdym.

Jeden wyjątkowo przykuł moją uwagę. Było to miejsce pochówku Ymir Fritz i jej trzech córek Marii, Siny i Rose. Spojrzałem na datę. Wiedziałem, że jestem blisko.

-Dowiem się, kto wam to zrobił i odpowie za to. Obiecuje. - Mruknąłem cicho i oddaliłem się.

Nagrobek mojego ojca był trochę dalej niż początkowo się spodziewałem. Jednak pogrzeb Ymir i jej dzieci odbył się zdecydowanie później, po pobraniu wszystkich próbek i zabezpieczeniu wszystkich dowodów. Zajmuje to jednak sporo czasu. Przerażające jest jednak ile osób zginęło w tym czasie.

Spojrzałem na stojącą kamienną płytę z widniejącym czarnym napisałem:

Pierre Kirschtein
01.01.1978 - 17.04.2001
Strażak


Momentalnie zabrakło mi sił w nogach i znalazłem się na ziemi. Po oczach zaczęły płynąć mi łzy. Idąc tu, nawet nie myślałam, że aż tak się rozkleję. Za dużo emocji się we mnie kotłowało już od dłuższego czasu. Rozstanie, przeprowadzka z Namur do Blankenberge, ta sprawa, Marco i teraz jeszcze to.

-Hej. Wybacz, że tak długo mnie nie było, ale już jestem.

W tym momencie, przypomniały mi się wszystkie chwilę kiedy przychodziłem tu jako dzieciak. Kiedy mama była w pracy, a ja borykałem się z jakimś mniejszym lub większym problemem, często przychodziłem tu nic jej nie mówiąc. Gadałem to kawałka marmuru, by poczuć się lepiej, by poczuć że mam ojca i normalną rodzinę. W szkole często że mnie drwiono z tego powodu. Że jestem biedny, że nie mam ojca. Że pewnie poszedł po mleko. Teraz te wszystkie wspominania wrócimy. Chyba lubię sobie dokładać zmartwień i problemów.

Ta jedna sprawa [JeanMarco]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz