Wstałem. Obudziłem się w moim prowizorycznym łóżku, składającym się z materaca. Powinienem w końcu się za to zabrać.
Mimowolnie spojrzałem w stronę okna. Właśnie słońce zaczynało zachodzić, a niebo pławiło się w kolorach pomarańczy, różów i fioletów. Aż tak długo spałem? Najwidoczniej musiałem przespać cały dzień.
Dalej najchętniej wtulałbym się w czarny koc i w sennych jawach szukał ucieczki od problemów. Przeszkadzał mi tylko hałas wydobywający się z pomieszczenia obok. Ciche dźwięki telewizora, skutecznie odbierały mi możliwość dalszego snu i drażniły mnie niemiłosiernie.
Chwila! Ale przecież ja go nie włączyłem. Dlaczego gra? Ta jedna trywialna myśl, uruchomiła cały szereg przypuszczeń. Czy to Marco? Czy ten cały horror to był tylko długi ciężki sen po imprezie? Czy dostałem, poniekąd, drugą szansę od losu?
Zerwałem się na równe nogi i szybko padłem do salonu, niemal wywarzając drzwi. Ale zamiast Bodta na kanapie znajdował się Connie i śpiąca na jego kolanach Sasha. Kurwa... Tak chciałem wierzyć, że moje przypuszczenia się spełnią. Przez tą krótką chwilę, naprawdę miałem nadzieję, że to wszystko się nie stało.
Zrezygnowany stanąłem bez celu. Serce pękło mi kolejny raz. Teraz pewnie została z niego kupka piasku, która jedyne uczucia jakie zna to smutek, rozpacz i zawód. Oczywiście cieszę się, że ich widzę. Po porostu... Domyślam się czemu tu są.
-Wstałeś w końcu? - Springer sięgnął po telefon, na którym sprawdził godzinę. - No już 21, to spałeś dobre 13 godzin. To chyba jakiś rekord.
-A co wy tu robicie?
-Sasha nie chciała Cię zostawić samego. Siedzi tu od rana, a ja przyszedłem jak tylko skończyłem pracę. Przyniosłem coś do jedzenia od Nicolo. Weź coś zjedz.
-Nie, nie mam apetytu. – Odpowiedziałem niemal od razu. Obecnie nawet najmniejszy kawałek czegokolwiek nie przeszedł mi przez gardło. – Ale dzięki.
-Przez nerwy nie jesz, co?
Pokiwałem tylko głową. Usiadłem po drugiej stronie kanapy, gdzie leżały nogi Sashy. Delikatnie odsunąłem je w głąb, by zrobić sobie miejsce.
-Zasnęła? – Zapytałem cicho.
-Jak zawsze, gdy oglądamy jakiś serial. Dwa odcinki wytrzyma, a potem jęczy, że jej nie wygodnie i się kładzie. Oczywiście zapiera się, że nie zaśnie, ale zawsze zasypia. – Powiedział Connie, delikatnie odgarniając jej brązowe włosy z twarzy. – Zawsze kończy się na tym, że ja pamiętam cały serial na pamięć, bo musimy oglądać od tego momentu, który ona pamięta.
Głowa Sashy leżała na jego kolanach, a on przyglądał się jej z uwagą i czułością. Wyglądali naprawdę uroczo.
-Taki już jej urok. – Dodał po chwili.
W tamtym momencie nie wyglądali jak dwójka najlepszych przyjaciół, a raczej jak para, gdzie chłopak zajmuje się swoją śpiącą księżniczką. Ten rozmarzony wzrok Conniego, ta jego delikatność z jaką gładził ją po włosach wskazywała jednoznacznie na uczucia o podłożu romantycznym.
-Mówiłeś o Sashy? - Spytałem, a on spojrzał się na mnie z wielkim znakiem zapytania wypisanym na twarzy. - No wiesz. Wtedy pod klubem, co mówiłeś, żebym nie czekał i nie ukrywał uczuć tak jak Ty, bo może być za późno. To mówiłeś o niej?
Connie zabrał ręce od Sashy, jakby został przyłapany. Przez chwilę milczał, w głowie szukając odpowiednich słów. Wyraźnie zmieszały go moje słowa.
-To nie ma znaczenia.
Szczerze, nie sądziłem, że zaraz opowie mi jakąś historie życia z najdrobniejszymi szczegółami. W sumie nawet nie wiem czego oczekiwałem. No ale na pewno coś więcej niż to. Chodź z jednej strony chciałem zacząć się wypytywać i doszukiwać prawdy, co jest zgodne z moją policyjną naturą. Wiedziałem jednak, że nic dobrego z tego nie może wyniknąć. Gdyby chciał, to by powiedział. Nie zamierzam go przesłuchiwać.
CZYTASZ
Ta jedna sprawa [JeanMarco]
FanficMłody 24-letni Jean Kirstein po skończeniu Akademii Policyjnej, dostaje posadę oficera śledczego w spokojnym belgijskim mieście nad morzem. Razem z nowym partnerem policyjnym Marco Bodtem poza codziennymi sprawami, próbują rozwikłać zbrodnie sprzed...