Rozdział miałam wstawić w niedzielę, ale zleciało jak zwykle. Do tygodnia wstawię następny. Powoli zbliżmy się do końca. Miłego dnia!
****
Minął miesiąc od wypadku w podziemiach. Gorian nadal leżał nieprzytomny. Mimo to nie odstępowałam go na krok. Do domu jeździłam, tylko żeby się wyspać i umyć. Któregoś dnia wspólnie z Colinem i obstawą wzięłam moje rzeczy z mieszkania nad sklepem z płytami. Wtedy spędziłam tam pół dnia, na zmianę pakując ubrania i płacząc, wspominając wspólne chwile z Rosjaninem. Oliwy do ognia dodała niespodziewana wizyta Abby, która pytała, kiedy wznawiam biznes. Nie wiedziałam, co mogłabym jej odpowiedzieć. Czułam się rozbita. W głębi serca zdawałam sobie sprawę, że powrót do dawnego życia będzie złym pomysłem. Sklep z płytami stracił dla mnie znaczenie. On był marzeniem mojego dziadka, lecz już mnie nie pociągało prowadzenie tej działalności. Powinnam teraz skupić się na sobie i swoich aspiracjach. Zawsze wiedziałam, że będę prowadzić sklep po dziadku, lecz teraz, gdy nie czuję już tego polotu, nie wiem, jaką obrać ścieżkę.
Spojrzałam na swoją twarz w szpitalnianej łazience i zagryzłam wargę. Pod oczami zrobiły się cienie, a skóra poszarzała z braku dobrego nasłonecznienia. Brakowało mi witaminy D3 w organizmie. Nachyliłam się, odkręciłam wodę i opłukałam twarz. Wytarłam ją ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Zrobiłam obolałą minę na widok Goriana i usiadłam na krześle obok jego łóżka, jak to robiłam od miesiąca. Wzięłam do ręki jego dłoń i zaczęłam bawić się palcami.
Strażnicy ojca cały czas stali pod drzwiami i pilnowali nas przed złymi osobami. Od Ryana dowiedziałam się, że ojciec Axela próbował go uwolnić, lecz bezskutecznie. Środki ostrożności Olivera były przeze mnie mile widziane. Dziadek nadal próbował się ze mną skontaktować. Bałam się, że w końcu ulegnę i odbędziemy spotkanie. Z pewnością nie chciałam być wtedy sama. Musiałam mieć wsparcie w postaci któregoś z braci bądź ojca. Najstarszy brat przechodził rehabilitację. Trudno mu było chodzić i powoli stawiał kroki, co według fizjoterapeutów było niezwykłym wyczynem.
Głośne pukanie do drzwi sprawiło, że podskoczyłam na krześle. Całkowicie mnie to zdezorientowało. Przeważnie ludzie pilnujący pomieszczenia, mówili o wchodzących lekarzach, czy pielęgniarkach. Odwróciłam się i spojrzałam na intruza, a raczej intruzów. W drzwiach stali moi bracia. Ryan podtrzymywał się na kulach, a Colin go asekurował.
- Za niedługo przyrośniesz do tego krzesła i zapuścisz korzenie w tej sali – powiedział niby ze śmiechem najmłodszy brat, lecz w jego tonie dostrzegłam ostrzeżenie.
- Daj jej spokój Colin – pouczył go Ryan. – Dopóki nie pakuje się w kłopoty i nikt jej nie porywa, jest w porządku – zignorowałam jego przytyk i wywróciłam oczami.
- Czego chcecie? Jeśli zamierzanie tylko mnie denerwować, to tam są drzwi. – Wskazałam przestrzeń za nimi.
- Wyciągamy cię na późny lunch. Nie możesz siedzieć tu cały czas sama – zaczęłam otwierać usta w proteście, lecz najstarszy brat postanowił mi przerwać, kontynuując swą wypowiedź. – Zaprzeczenie nic nie da. Martwimy się jako twoi bracia. Mamy też do pogadania – kątem oka spojrzał na Colina, który mu przytaknął.
Głośno westchnęłam i niechętnie wstałam z krzesła. Nie było sensu się z nimi sprzeczać. Potrzebowałam coś zjeść. Byłam bez śniadania. Moi bliscy martwili się o mnie, co było zrozumiałe. Nie chciałam dokładać im zmartwień związanych z moim odżywianiem.
- Rozsądny wybór. Dziwi mnie twoja racjonalność droga siostro – Colin uniósł brwi i zabawnie nimi poruszył.
- Lepiej chodźcie, zanim się rozmyślę.
CZYTASZ
Russian Killer
RomancePowiązania z mafią nigdy nie wychodzą na dobre, nawet jeśli jest twoją rodziną. Jocelyn prowadzi sklep z płytami. Nie jest to najbardziej dochodowy interes, ale samodzielność to jej drugie imię. Spotykając na swojej drodze nieznajomego nie wie, że...