3. Nowy Orlean

295 37 10
                                    

Czerwony samochód marki Hudson przecinał kolejną przecznice. Była godzina druga po południu a Louis właśnie zmierzał pod dom Harry'ego. Nie kontaktowali się ze sobą od czasu ich rozstania kilkanaście dni temu.

Styczeń roku pięćdziesiątego był naprawdę obiecujący. Przyjemne sześćdziesiąt stopni panujące na zewnątrz było dużą odskocznią od mroźniej zimy, która w Luizjanie jest tak rzadko. Promienie słońca przebijały się przez małe obłoczki przystrajające niebo. Było wręcz idealnie. I nawet nie przeszkadzała mu nadchodząca prawie sześciogodzinna droga z Nowego Orleanu do Huston. Szatyn był naprawdę podekscytowany, gdyż po wyjeździe z Anglii pięć lat temu od razu znaleźli się w Luizjanie. Przez fakt, że rodzina Tomlinsonów nie należała do najbogatszych, Louis jako chodzący jeszcze do szkoły chłopiec niemiał szansy na opuszczenie miasta dalej niż do ciotki Helen, mieszkającej zaledwie sześćdziesiąt mil od ich miejsca zamieszkania. Faktem było, że Darrow to urocze, małe miasteczko ale to nigdy nie był szczyt marzeń chłopaka. Mieścina miała też jedną wadę - każdy się w niej znał. Louisa naprawdę ograniczał fakt, że każdy jego krok mógł być zdradzony Helen, bo akurat przechodził obok pani Dallas, która pijała z ciotką herbatki w każdy poniedziałek i czwartek.

Zatrzymał samochód przed kamienicą i wyszedł z niego. Oparł się o maskę, krzyżując kostki i wyjmując z kieszeni swojej koszuli paczkę papierosów. Szara paczka Cameli kryła w sobie jedyne uzależnienie chłopaka.

- Palenie nie jest zdrowe - Usłyszał zachrypnięty głos obok swojego ucha, gdy kolejny raz strącał popiół na asfalt.

- Coś musi. - Powiedział obojętnie, dopalając do końca. - Masz wszystko?

- Tak.

Szatyn jedynie pokiwał głową i zabrał się do pakowania bagaży młodszego do bagażnika. - To coś też? - Spytał niebieskooki, wskazując na futerał, który Styles trzymał w dłoniach.

- Oh, nie. Saksofon jedzie ze mną na tyle.

- Jasne. - Odpowiedział chłopak i zamknął bagażnik kierując się do wnętrza pojazdu.

Zajmują swoje miejsca. Harry rozkłada się na tylnych, skórzanych siedzeniach, kładąc futerał na siedzeniu obok siebie. Louis zajął miejsce za kierownicą by chwilę później przekręcić w stacyjce kluczyk i ruszyć spod kamienicy przy Dauphine St. Pierwszą godzinę spędzili w ciszy. Dojeżdżali właśnie do Darrow gdy starszy przerwał spokój panujący w aucie.

- Zajedziemy do miasteczka, które jest tuż obok. Poznasz kogoś.

Harry był przestraszony, nie on był przerażony. "Poznasz kogoś" odbijało się głucho w jego głowie. On sam starał się racjonalnie wytłumaczyć, że nic złego się nie stanie. Nadzieja matką głupich, prawda? Jednak on ją miał, jakąś małą iskierkę nadziei, że wszystko pójdzie dobrze.

- Helen jest przeurocza, na pewno się polubicie. - Dodał po chwili, spoglądając w lusterku na bruneta. - Ale rączki przy sobie - Jego żartobliwy ton zmylił Stylesa.

Kim była owa Helen?

Harry był pewien, że nie jest to ani matka starszego ani jego siostry. Pamiętał doskonale jak Louis prawie miesiąc temu opowiadał o blondynce imieniem Charlotte, która była cztery lata młodsza od szatyna, trzeciej z rodzeństwa Felicite, która naprawdę kochała sztukę i dwóch najmłodszych bliźniaczkach Daisy i Phoebe, będącymi swoim lustrzanym odbiciem. Czy możliwym było, że Helen była dziewczyną szatyna? W końcu, błękitnooki był szalenie atrakcyjny. Styles już po ich pierwszym spotkaniu wiedział, że nie będzie mu obojętny, jednak chyba znów się przeliczył.

Żył w tak wielkim mieście jak Nowy Orlean i jeszcze nigdy nie miał okazji poznać kogoś takiego jak on. Mimo prawie dwudziestu jeden lat na karku nie spotkał jeszcze nikogo kto byłby homoseksualny. Tonie tak, że nie zdawał sobie sprawy, że jeśli wyjdzie na ulicę nie spotka kogoś z tabliczką z krzykliwym hasłem w stylu; "Jestem gejem". Dobra mógł poznać kogoś takiego ale nigdy nie ufał starej dzielnicy czerwonych latarni. Story ville nigdy nie miało dobrego rozgłosu i nawet pomimo likwidacji dzielnicy wczasach pierwszej wojny światowej, wolał tam nie jeździć. Czasy w jakich obecnie był nie pozwoliłyby mu i tak ogłosić światu prawdy. Odkąd zrozumiał coś tak ważnego o sobie, nigdy nie uciekał od prawdy, dlatego obecnie jego nos był lekko skrzywiony a kostki nie raz były i będą obdarte z delikatnej skóry.

Jazz | Larry Stylinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz