Harry był prze szczęśliwy kiedy mógł opuścić Houston. Ale zanim to się stało musiał minąć tydzień.
Harry znienawidził Tiffany.
A mimo wszystko Harry nie miał w zwyczaju nienawidzić.
Wszystko zaczęło się w hotelu. Pojawili się w nim wieczorem, wymęczeni całą podróżą, z jedynym pragnieniem którym był sen. "Cassady" było bardzo miłym miejscem, które pozwalało na palenie wewnątrz, z czego najbardziej ucieszył się starszy chłopak.
Marmurowa posadzka lśniła pod ich stopami odbijając światła kryształowych lamp zwisających z podwieszanego sufitu. Mimo wygody i elegancji hotelik wcale nie był miejscem drogim czy wygórowanym. Wybór Stylesa. Klasa i skromność czyli najlepsze połączenie współczesnego świata. Wszystko współgrało ze sobą idealnie tworząc spójną i jednolitą kompozycję kolorów i faktur. Jednym słowem przytulnie.
Młoda kobieta siedząca za ladą recepcji podniosła wzrok znad swojego modowego czasopisma. Jej szczupłe alabastrowe palce zakończone owalnymi czerwonymi paznokciami zagięły jeden zrogów i odłożyła magazyn na bok. Poprawiła dekolt swojej sukienki, eksponując swój szpiczasty biust. Ponownie poprawiła się na swoim miejscu tym razem przyjmując bardziej ponętną pozę oraz zagryzając swoje równie czerwone usta. Harry był pod wrażeniem jak bardzo starała się coś wskórać.
- Chcielibyśmy wynająć pokój. - Powiedział uprzejmie brunet, nieodrywając wzroku od jej twarzy. - Oczywiście z dwoma łóżkami. - Puścił jej oczko a ta zarumieniła się delikatnie.
Wstała ze swojego miejsca i udała się do półki z kluczami poruszając swoimi biodrami w rytmiczny sposób. Uderzenia jej obcasów o podłogę rozchodziło się z echem po pomieszczeniu.
- Nie wiedziałem, że jesteś tak kokieteryjny. - Szepnął Louis do młodszego, wraz wystukując jedynie sobie znaną melodie palcami.
- Nie jestem. Po prostu zdążyłem się nauczyć, że jeśli komuś na czymś, bądź kimś zależy będzie starał się zaimponować, wiesz żeby pokazać się z jak najlepszej strony. Jej zależy na mnie, am i zależy na jak najszybszym prysznicu i śnie.
- Coraz bardziej mnie zaskakujesz, Styles.
- Zgaduję, że jeszcze nie raz zaskoczę Tomlinson. Dziękuje bardzo pięknej pani. - Odparł gdy dziewczyna położyła przed nimi klucze do pokoju. - Zanim odejdziemy, gdzie znajdziemy pokój?
- Windą na pierwsze piętro i na lewo. Pierwsze drzwi Panie...
- Styles. Dziękuję bardzo i wraz z przyjacielem życzymy dobrej nocy.- Uśmiechnął się półgębkiem i powolnym krokiem skierował się do windy. Jego skórzana walizka bujała się lekko a futerał z saksofonem zwisał luźno z jego ramienia. Louis szedł zaraz obok niego, pilnując dwóch innych walizek.
Stanęli przed szybem. Drewniane drzwi otworzyły się przed nimi ukazującswoje wnętrze. Perliste przyciski otoczone były złotymi zdobieniami. Tomlinson musnął palcami jeden z nich i drzwi zamknęły się za nimi. Nie jechali długo, w końcu ich pokój był zaledwiena pierwszym piętrze. Winda znów się otworzyła i dwóch mężczyzn wyszło na korytarz. Drewniane podłogi w kolorze hebanu przykryte były długimi dywanami. Były czerwone w żywe wzory, przypominając swoją formą arrasy, które Louis w dzieciństwie miał szansę oglądać w jakimś zamku pod Londynem. Kremowa boazeria przykrywała połowę ścian, tworząc delikatne przejście między ciemną podłogą i wytapetowaną resztą ścian. Podążyli w lewo, jak poleciła im kilka minut temu recepcjonistka. Stanęli przed palisandrowymi drzwiami z małą, okrągłą tabliczką na środku. Harry wsunął w zamek srebrny kluczyk i przekręcił go. Drzwi ustąpiły ukazując przytulny pokoik. Błękitne ściany otoczyły ich, oświetlane przez żółte światło lamp. Duże okno z widokiem na miasto otoczone było zwiewną, białą firanką. Dwa łóżka stały niedaleko siebie, przykryte poszarzałą pościelą. Dostrzegli jeszcze dwa fotele ze stolikiem i białe drzwi, jak się okazało prowadzące do łazienki. Louisa jednak najbardziej zainteresował urokliwy balkon z lekko podniszczoną balustradą. Przynajmniej będzie miał gdzie palić.
CZYTASZ
Jazz | Larry Stylinson ✔
FanfictionJazz jest najskuteczniejszą bronią w walce z rasizmem. Dobra gra na trąbce czyni ludzi ślepymi na kolor skóry grającego. ~ Louis Armstrong Ich rasizm nie dotyczył, bo byli biali. Dopadła ich homofobia, bo miłość dwóch mężczyzn do siebie była zakazan...