19. Atlanta

192 21 27
                                    

Georgia była ciepła. Słońce świeciło wysoko na niebie, gdy wjechali do kolorowej i wesołej Atlanty. Wysokie budynki skąpane były w złotych promieniach przedostatniego tygodnia kwietnia. Okna błyszczały odbijając każdy promień, sprawiając że wszystko wyglądało jakby ozdobione było złotem. Obok nich przejechała czerwona ciężarówka, która sprawiła, że Harry musiał na chwilę przestać zachwycać się złotym miastem. 

Radio znów cicho grało prowadząc ich przez ulice miasta. Harry z dziecięcą radością wrócił do przyglądania się miastu a Louis co jakiś czas rzucał mu ukradkowe spojrzenia w lusterku i uśmiechał się miękko pod nosem. Harry w swojej powadze i swoim kojący intelekcie nadal potrafił obudzić swoje wewnętrze dziecko. Choć może naprawdę było tak jak mówił kiedyś Harry? Przypomniał sobie jego słowa z taką łatwością, jakby dzielili je wczoraj a nie ponad trzy miesiące temu. Ale my też jesteśmy dziećmi. Zawsze będziemy. Nie chodzi tu o to czy patrzymy na to pod względem rodzinnym czy bardziej duchowym. Do śmierci będziemy mieć w sobie coś z dziecka, czy to wspomnienia czy nie wiem, jakieś zachowania. Uśmiechnął się na kolejne wspomnienie. Przypomniał sobie jak zabrał Harry'emu tego Małego Księcia, którego strony pokreślone były ołówkiem, którym Styles zaznaczał różne fragmenty. 

Hotel był pełen. Pokoje szybko zapełniały się przez przybywających do miasta turystów i biznesmenów na kolejnym służbowym wyjeździe. Louis zostawił Harry'ego z bagażami i udał się do recepcji. Starszy mężczyzna, którego włosy kolorem przypominały już śnieg, poprawił swoje okulary i spojrzał na szatyna. 

- Witamy w hotelu Abren. W czym mogę panu pomóc? - spytał swoim formalnym głosem do którego dołączony był wyuczony przez lata uśmiech. 

- Interesuje mnie pokój dla dwóch osób. 

- Jedno czy dwa łóżka? - uniósł brew uważnie śledząc ruchy chłopaka. 

- Dwa. 

Mężczyzna pokręcił głową. - Przykro mi, zostały nam tylko z jednym łóżkiem, choć mamy chyba polówki na składzie. Jest pan zainteresowany? - Louis spojrzał na niego i uniósł dłoń, szepcząc cicho sekunda, zanim wrócił się do miejsca gdzie stał Harry. 

- Kochany, jest niewielki problem. - odezwał się cicho, przytrzymując łokieć bruneta. Harry spojrzał na niego w niezrozumieniu. - Mają tylko wolny pokój z jednym łóżkiem, nie możemy go wziąć. Jest opcja pożyczenia składanej polówki, ale nie wiem czy chcę spać na czymś takim. - sarknął Louis, poprawiając opadające na czoło loki. 

Harry zaśmiał się cicho i popatrzył wprost w połyskujące w blasku żyrandola oczy. - Weźmiemy ten pokój. I polówkę. 

- Jesteś tyranem. - odparł Tomlinson jednak, ponownie znalazł się przed recepcjonistą, tłumacząc mu wszystko. Mężczyzna skinął na niego i zaprowadził do bocznych drzwi, niedaleko recepcji. Wyciągnął z kieszeni klucz i wsunął w zamek. Klucz przekręcił się a klamka ustąpiła, ukazując wnętrze składzika. Metalowe regały, na których poustawiane były różne butelki z chemikaliami, kubły, mopy i szczotki do ścierania kurzu. Pomiędzy tym wszystkim stały poskładane dokładnie łóżka. Louis podszedł do jednego ze złożonych stelaży i z łatwością uniósł go, samemu dziwiąc się na jego lekkość lub swoją siłę. Starszy pan przepuścił w przejściu szatyna by samemu na chwilę zniknąć w pomieszczeniu, by wyciągnąć komplet pościeli. 

- Pana towarzysz w podróży, musi zająć się niestety bagażami, już nie te lata by nosić kufry. Ale zaniosę Ci pościel, synu. 

- I tak dziękuję, a Harry sobie poradzi, jedynie dwie walizki i futerał. - odparł wesoło Louis, kierując się w stronę windy. Gdy tylko Harry ich dostrzegł złapał za rączki od walizek i pośpieszył za Tomlinsonem i recepcjonistą. 

Jazz | Larry Stylinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz