Całą niedzielę spędzili w drodze. Zarówno Harry jak i Louis nienawidzili długich podróży a żeby dojechać do Ohio musieli przejechać ponad siedemset mil. Był dwudziesty ósmy maja, żar lał się z nieba a czerwony Hudson mknął przez rozgrzane drogi w Pensylwanii. Zanim mogli dojechać do Cleveland na noc zatrzymali się w oddalonym o prawie sześćset mil od Bostonu Pittsburghu. Trzygodzinna droga z Nowego Yorku do stolicy Massachusetts, była więc niczym w porównaniu do tego co przeżyli tego dnia. Mimo licznych postojów do miasta zawitali gdy na ulicach było jeszcze jasno a zegary wskazywały godzinę siódmą wieczorem. Nie zajmowali się niczym co miało do zaoferowania miasto. Znaleźli najtańszy z możliwych hoteli i nie przejmując się nawet kąpielą przebrali się w wygodniejsze ubrania i położyli się do łóżek od razu zasypiając.
Ranek był niezwykle leniwy. Sama myśl o ponownym wsiąściu do samochodu przyprawiała ich o dreszcze jednak pocieszająca była wizja jedynie dwu i półgodzinnej podróży. Jak się okazało Louis zasnął w jednej z koszulek do spania Harry'ego, natomiast Harry zasnął w jednym z wyciągniętych pulowerów Louisa. Ich spodnie leżały zwinięte na zamkniętych walizkach a leniwe uśmiechy zdobiły ich twarze, kiedy w końcu się obudzili. Wskazówki wskazywały na godzinę jedenastą jednak nie przejmowali się tym, bo jak Stylesowi udało się ustalić z mężczyzną odpowiedzialnym za całą trasę po długich podróżach miał więcej wolnego czasu. Właśnie dlatego choć kalendarz wskazywał na kolejny poniedziałek oni cieszyli się, że najbliższy koncert muzyka miał odbyć się dopiero w środę.
- Naprawdę mam już dość tego samochodu. - westchnął Harry zapinając pasek przy swoich spodniach.
- Kochany, to tylko dwie godziny, wczoraj daliśmy radę ponad dziewięć. Poza tym spójrz, następna dłuższa podróż czeka nas dopiero w czwartek, jeśli nadal chcesz jechać na plażę.
- Oczywiście, że chcę, pogoda jest tak piękna, że grzechem byłoby nie skorzystać z jej dobra. - Harry uśmiechnął się subtelnie i pochylił się w stronę siedzącego na łóżku Tomlinsona i pocałował go delikatnie. - Wiesz, jeśli mam być szczery, to kocham fakt, że mogę podróżować. Uwielbiam, że mogę zobaczyć tyle nowych miejsc, spotkać tyle ludzi, ale mam już dość tej ciągłej zmiany miejsca. Nie znam praktycznie żadnego z tych miast, podobnie jak ty. Możemy ufać jedynie jakimś tanim mapom ze stacji benzynowych i liczyć, że nie zgubimy się gdzieś po drodze. Nigdzie nie mogę się w pełni wyciszyć, bo kiedy powoli to się udaje zaraz musimy jechać dalej. Chciałbym już wrócić do Nowego Orleanu, Lou.
Louis podniósł się z łóżka i zgarnął w ramiona chłopaka. - Już niewiele zostało grajku. Tylko kilka tygodni, ostatnie kilka miast i wrócisz do domu. Zaszyjesz się w swoim mieszkaniu i odpoczniesz tak jak powinieneś.
- Chcę zaszyć się tam z tobą. - wyznał cicho, wprost do ucha Louisa.
- Też bym tego chciał, Harry. Będę u Ciebie tak często jak będę mógł ale muszę nadrobić czas z dziewczynkami i z mamą. Możesz też przychodzić do nas, przedstawię Cię, mama na pewno ucieszy się kiedy Cię pozna.
- Tak sądzisz? Myślisz, że mnie polubi? Nawet jeśli zrobiłem z Ciebie to kim jesteś? Nawet jeśli jesteś ze mną?
- Jestem z tobą szczęśliwy. I wiesz, - Louis odsunął się od bruneta i spuścił wzrok. - Nie myślałem żeby na razie jej mówić. Uwielbiam Cię, ale nie mam nikogo poza nimi. Na początku będziesz przyjacielem, może sama zauważy, jeśli nie to powiem jej i mam nadzieję, że będzie dobrze. Nie bądź na mnie zły.
- Jak mógłbym? To nie jest łatwe, zwłaszcza w tej kwestii. - Harry objął go mocniej i ułożył głowę na jego ramieniu. Louis nawet nie wiedział kiedy po jego twarzy zaczęły spływać łzy, jednak nie przejął się tym pozwalając by te nieśpiesznie wsiąkały we włosy młodszego.
- Powinniśmy już jechać. I tak będziemy w Cleveland późnym popołudniem. - Louis mruknął w końcu odrywając się od ciała chłopaka.
Po jedynie godzinnej podróży minięcie znaku wskazującego na przekroczenie granicy stanowej obaj odetchnęli z ulgą. Po wielu godzinach, ciągnących się w nieskończoność opuścili Pensylwanię na rzecz Ohio. Jezioro Erie było wręcz na wyciągnięcie ręki a kolejne koncerty były coraz bardziej realne. Jednak mimo to najważniejsze zdawało się być to, że coraz bliżej było do powrotu do domu. Przynajmniej tego fizycznego.
Zameldowanie się w jednym z hoteli poszło im sprawnie. Zaraz za tym zajęli się sobą oddając się ostatnim dniem wolności przed środowym występem w kolejnym z barów.
~*~
Był pierwszy czerwca, słońce świeciło wysoko od samego rana a przyjemny wiatr ostudzał ich rozgrzane ciała. Wyjazd nad jezioro był ich wspólnym pomysłem. Oboje pragnęli spędzić nieco czasu w inny sposób niż pośród miasta lub pobliskich łąk.
Beulah Beach było przepięknym miejscem. Oddalona niewiele od Cleveland plaża była niezwykle urokliwa. Niewielka zatoczka była przez nikogo nie odwiedzana, woda powoli obijała się o brzeg a wysypane na brzegu kamienie tylko sprawiały, że Harry zakochiwał się w tym miejscu jeszcze mocniej.
Hudosn został gdzieś nieopodal, skryty między drzewami. Oni zaś spacerem w szampańskich nastrojach i z kocem zabranym z hotelu udali się tuż nad wodę. Koc rozłożyli na piasku i kamieniach. Chociaż początkowo zdjęli jedynie buty nie potrzebowali wiele by pozbyć się reszty ubrań. Zostali w samych bokserkach i Harry prędko ułożył się wygodnie pod słońcem. Zamknął oczy i odprężył się. Nie miał pojęcia co robi Louis, choć miał nadzieję, że chłopak nie wymyśli nic szalonego. Jego błagania zdały się na nic bo zaledwie po pięciu minutach poczuł mokre dłonie na swoim ciele.
Harry podniósł się szybko i z przymrużonymi oczami spojrzał na cieszącego się Tomlinsona.
- Co znowu wymyśliłeś Louis?
- Przyjechaliśmy nad jezioro a ty masz zamiar się wygrzewać? Jesteś jaszczurką?
- Louis proszę Cię, ty wyglądasz świetnie, ja jestem blady jak ściana.
- No proszę Cię, - westchnął ciężko Louis i zawisł nad chłopakiem. - Jesteś piękny, poza tym nie wiem kiedy nadarzy się znów okazja do kąpieli w takich okolicznościach.
- Co więc proponujesz? - zapytał ze śmiechem Harry.
- Właśnie to!
I z tymi dwoma słowami Louis złapał mocno Harry'ego w pasie i podniósł go. Przerzucił go przez ramię i ze śmiechem pobiegł w stronę wody. Harry śmiał się głośno i uderzał plecy Tomlinsona. Wpadli do niej razem i Louis wypuścił młodszego ze swoich ramion kiedy stał w wodzie praktycznie po pas. Chlapali się wodą i pływali a kiedy ich ciała zaczęły przechodzić dreszcz związane z wychłodzeniem opuścili wodę i znów spoczęli na kocu.
- Teraz i ty jesteś jaszczurką. - Harry zaśmiał się do Louisa kiedy w pełnym słońcu leżeli obok siebie, trzymając swoje dłonie.
- Wiesz Harry, lubię nią być jeśli ty też jesteś jedną.
I jeśli to było życie, to chcieli je dzielić do samego końca. I jeśli to był świat jaki mogli mieć, chcieli trwać w nim na zawsze. Póki los ich nie rozłączy. Bo tak było pięknie i to był ich mały kawałek wieczności, który tylko dla nich odsłonił swoje piękno.
CZYTASZ
Jazz | Larry Stylinson ✔
FanfictionJazz jest najskuteczniejszą bronią w walce z rasizmem. Dobra gra na trąbce czyni ludzi ślepymi na kolor skóry grającego. ~ Louis Armstrong Ich rasizm nie dotyczył, bo byli biali. Dopadła ich homofobia, bo miłość dwóch mężczyzn do siebie była zakazan...