27. Chicago

95 13 2
                                    

Była połowa czerwca, co sprawiało, że nawet położone nad jeziorem Chicago było pełne duchoty i gorąca, które wypełniało nawet najmniejsze zakamarki. Pogoda w tym mieście nawet w nocy mocno się nie zmieniała po tygodniu spędzonym w Detroit gdzie noce były dużo chłodniejsze przeżyli niemały szok kiedy po zapadnięciu zmroku termometry nadal wskazywały na prawie osiemdziesiąt stopni Fahrenheita. 

Kiedy kolejny upalny dzień nie dawał im spokoju, Harry postanowił zabrać ich do kawiarni. Nieduża kawiarnia wraz z lodziarnią znajdowały się na końcu ulicy, przy której stał ich hotel. Zmęczeni ciepłem przeszli się do niej, ciesząc się, że mieli ze sobą wygodniejsze spodnie, które pozwalały im na chwilę wytchnienia. Miło było wrócić Louisowi do noszenia bermudów, które nosił zawsze gdy wyjeżdżał z rodziną na wakacje. 

Miejsce w którym się znaleźli było niesamowicie rodzinne i przytulne. Delikatnie różowe podłogi i niebieskie i beżowe ściany sprawiały, że wszystko wydawało się być tutaj takie znajome. Pracownicy byli mili i nikt nie patrzył na nikogo krzywo lub z wyższością. Harry'emu przez myśl przeszła restauracja Zoi. To miejsce było niesamowicie podobne, do tego w Houston. 

Szklany pucharek ciążył w jego dłoni, zimne powietrze owiewało jego spocony kark. Błądził wzrokiem po siedzących wokół niego postaciach. Czerwiec był niezwykle ciepły, może aż za bardzo kiedy w szybie widział odbicie swojej zaczerwienionej twarzy i Louis zastanawiał się czy lato będzie równie piękne. Jego moment przerwała mała łyżeczka, pojawiająca się przed jego twarzą, razem z małą górką różowych lodów. Rozchylając niepewnie wargi, pozwolił by Styles pozostawił na jego języku kawałek lodów. 

- Wziąłem truskawkowe - powiedział Harry z uśmiechem - Są naprawdę dobre.

- To prawda kochany - Louis oddał uśmiech, szepcąc  ukochane tęczówki. - Chcesz spróbować moich?

- Czekoladowe?

- Czekoladowe.

- Idealnie - Mówi by chwile później zatopić swoją łyżeczkę w brązowym deserze.

~*~

Po kilku dniach gry w Chicago przyszedł upragniony czas na chwilę wytchnienia. Po całym mieście porozwieszane były plakaty informujące o seansie w kinie samochodowym, na terenie jednego ze starych lotniczych hangarów. Oczy Harry'ego lśniły za każdym razem gdy mijali je samochodem lub przechadzając się uliczkami miasta. Styles nie mógł zaprzeczyć, że kochał kino. Podobnie jak literaturę, muzykę i sztukę, kochał film. Było coś niezwykłego w tych opowieściach, innym doznaniem było zobaczenie bohaterów, ich emocji i życia niż czytanie o nich nawet w książkach, które zawierały najwięcej szczegółów. 

Wybór kina samochodowego był idealnym rozwiązaniem by spędzić razem czas inaczej niż w hotelowym pokoju. Zanim dojechali na miejsce zatrzymali się na niewielkiej stacji benzynowej. Harry wysiadł z samochodu i poszedł do sklepu, który stał zaraz przy rzędzie żółtych i niebieskich dystrybutorów paliwa. W czasie gdy Harry zajął się zakupami, Louis zatankował. Wszystko poszło szybko i po wyregulowaniu rachunków znów zajęli miejsca w wysłużonym Hudsonie. 

Harry odłożył na tylnie siedzenia, papierową torbę od której bił chłód zimnych i szklanych butelek pełnych coca-coli. Na samym wierzchu znajdowała się też paczka ich ulubionych karmelowych cukierków, którą szybko otworzyli nie mogąc powstrzymać się pokusie. 

- Tak właściwie, wiesz co będzie grane? - spytał Harry wyjmując mleczno-brązowego cukierka z szarego papierka. 

- Jakiś kryminał. Chyba "Noc i miasto", ale nie mam pewności. 

Jazz | Larry Stylinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz