12. Portland

229 25 8
                                    

Harry czuł, że tego tygodnia coś się wydarzy. Miał przeczucie, które nigdy go nie zawiodło i wiedział, że teraz będzie podobnie, jeśli nie tak samo. Louis mówił mu jednak, że przesadza, nie biorąc na poważnie jego słów.

Przynajmniej Portland okazało się być miłym miejscem.- Myślał sobie muzyk za każdym razem, kiedy wątpił w swoje myśli.

Miasto w cieniu wielkiej góry, późnym popołudniem było jak rozwinięty kwiat, albo wielki ul. Ludzie jak pszczoły szybko przemieszczali się z miejsca na miejsce, nie szczędząc uprzejmych uśmiechów i wulgarnych słów. Jednak pomijając ludzi, miasto jest niezwykle przyjemne. Harry'emu przypomina nieco Las Vegas, głównie przez ilość neonowych znaków na głównej ulicy. Ale i to ma swój urok.

Dwa pierwsze dni były niesamowicie przyjemne. Większość czasu spędzali w pokoju, zachowując się jak naiwnie zakochane nastolatki, którymi de facto byli. Dwójka dzieciaków wrzucona do ogromnego, dorosłego świata, bez planu na siebie i życie, ale jakoś łatwiej było im to przetrwać kiedy mieli siebie. To było niezwykle osobliwe, zwłaszcza dla Tomlinsona, który nigdy nie sądził, że znajdzie się w takiej sytuacji tak szybko.

Od dawna bowiem myślał o tym, że powinien znaleźć sobie kogoś, tak naprawdę nawet kogokolwiek. Oczywiście, jego matka nigdy nie pochwalała jego myślenia. Jak to kogokolwiek Louis? Należy wiązać się z kim tylko jeśli coś się do niego czuje.

I Louis odnalazł Harry'ego.

To zdecydowanie było nowe. Poznanie, że może mężczyzna, jest dużo lepszy niż jakakolwiek kobieta. Zdecydowanie było to też nowe, bo w końcu zaledwie kilkanaście dni wstecz spędził noc z pewną blondynką, której imienia teraz nawet nie pamiętał.

Ale teraz było inaczej. Miał obok siebie Harry'ego, który przysypiał z głową wtuloną w jego szyję i ręką obejmującą jego ramię. Ciepły sweter w kolorze świeżo mielonej kawy, zlewał się z burzą niewystylizowanych loków, chłopaka, a słodki zapach syropu klonowego unosił się nad nim, sprawiając, że przypominał czyste marzenie.

- Chciałbym trwać w tym już zawsze. - Szepnął Harry, pocierając nosem szczękę szatyna. - Z tobą. - Dodał nieco ciszej, zanim przetarł dłonią zaspane oczy.

Louis popatrzył na niego i pogładził jego plecy. Drugą dłoń umieścił na jego gładkim policzku i przesunął po nim aż do samych ust, które na końcu obrysował. - Ja też.

- Naprawdę? - Spojrzenie Stylesa było pełne nadziei.

- Czemu miałbym nie chcieć? Jeśli miałbym spędzić z tobą resztę swojego czasu, byłbym głupcem gdybym zrezygnował. - Kiedy wypowiedział te słowa, jakby zrozumiał jak wiele zyskał, samą obecnością tego człowieka w jego życiu.

- For dreams are just like wine, And I am drunk with mine... - Harry zanucił, mając w swoim głosie coś co przypominało nostalgię.

Louis znów potarł jego policzek, nim nachylił się nad nim i przycisnął swoje zaróżowione wargi do miękkiej skóry na czole chłopaka. - Nie musisz tym się na razie przejmować. Nigdzie się nie wybieram.

- But I can dream, can't I? - Wyszeptał zanim uniósł się na łokciach - Powinniśmy coś zjeść nie sądzisz?

Tomlinson spojrzał na niego z po wątpieniem i pokiwał głową. Zanim jednak Harry zdążył się podnieść, Louis złapał jego dłoń i pogładził ją delikatnie. - Nie martw się o nic. Mówiłem prawdę, nigdzie nie uciekam.

Harry pokiwał głową i już z małym uśmiechem zdobiącym jego zaokrąglone i nieco spierzchnięte wargi podniósł się zaczynając się ubierać.

Jazz | Larry Stylinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz