9. Los Angeles

214 26 27
                                    

- Możesz się zatrzymać? - Zapytał chłopak oglądając mijający krajobraz.

- Teraz? Na praktycznej pustyni?

- Tak. Chcę popatrzeć.

I kim byłby Louis gdyby się nie zatrzymał? Czerwone auto zjechało z drogi parkując między pojedynczymi, wyschłymi kępkami trawy. Niebo przystrojone było w szaroróżowe barwy. Jasny księżyc lśnił nad nimi. Było bajkowo. Iście poetycko. Oparli się o maskę lśniącą w blasku zachodzącego słońca. Złote promienie oświetlały ich delikatnie twarze. Ciszę panującą wokół nich przerywał jedynie szelest wywołany przez kolejnego papierosa. -Zatańczymy?

- Co? - Dym powoli opuścił jego usta wraz z pytaniem.

- Zatańczmy! - Rozradowany odszedł kawałek od samochodu. Poprawił delikatnie różową koszule okrywającą jego ramiona. Powolnym krokiem podszedł do chłopaka, który wpatrywał się w jego szczupłą sylwetkę. - Mogę?

Papieros upadł na zimny piasek, a skórzany but przydeptał go szybko. Bibułka pękła i resztki tytoniu przykryły ziemię wokół. Louis niepewnie odepchnął się od maski. Jego dłoń powędrowała do tej należącej do młodszego. Wszystko było niezwykle delikatne i obce, ale w tej inności było coś co szatyn znał. Było to pewnego rodzaju bezpieczeństwo. I mimo, że chciał, nie wiedział jak wyrazić słowami to co rozprzestrzeniało się w jego wnętrzu. Przyjemne ciepło ogarniało jego podbrzusze i czuł się tak jakby stadko motyli zamieszkało pod jego sercem. Styles przyciągnął do siebie chłopaka i oplótł jego kark własnymi ramionami. Błękitnooki niepewnie położył dłonie na talii bruneta. Zaśmiał się wewnętrznie, gdy przypomniał mu się jego bal na zakończenie szkoły. Był wtedy w podobnej sytuacji z jedną z dziewczyn z równoległej klasy. Teraz jednak było inaczej. Każdy ruch był idealnie wyważony, każde słowo w pełni przemyślane, a każda myśl na wagę złota. Byli na środku niczego, tańcząc w swoich objęciach przy zachodzącym słońcu.

- Nie mamy muzyki. - Zauważył cicho szatyn. I wtedy też usłyszał jak nieco wyższy chłopak mruczy cicho nieznaną mu melodie. Była słodka i delikatna, po prostu idealna.

Dłoń w mojej dłoni,

Każde słowo w mojej głowie

Tak blisko i daleko od siebie

I zaryzykuje wszystko by

Na chwilę tkwić w tym przy tobie.

Słowa wypłynęły z jego ust komponując się z całym klimatem tego miejsca. Ich stopy poruszały się z wyczuciem po podłożu, piasek chrzęścił pod ich stopami. Jeśli ktoś zapytał Harry'ego jak zobrazowałby stan zakochania to przedstawił by im ten obraz. Dwa ciała skąpane w blasku nocy, tworząc coś pośród niczego.

Kołysali się w swoich ramionach nie martwiąc się jutrem. Ostatnie promienie słońca oświetlały ich sylwetki a kojące słowa rozbrzmiewały w akompaniamencie szumu wiatru. I coś było w tej chwili co skłoniło ich do spojrzenia w swoje oczy. Tajemnicza siła przyciągała ich twarze do siebie, aż w końcu muzyk musnął z największą delikatnością lekko spierzchnięte usta starszego chłopaka. I cieszył się wewnątrz, że nie został odepchnięty, mogąc zatracać się w pocałunku. Nosy otarły się o siebie z największą czułością a dłonie ledwo widocznymi ruchami sunęły po ciałach. Ale magia skończyła się gdy musieli się od siebie oderwać.

- Czemu to zrobiłeś? Dlaczego? - I Harry wraz z usłyszeniem tych dwóch pytań wiedział, że nie będzie dobrze.

- Chciałem.

- Chciałeś? - Prychnął Louis odsuwając się jak najdalej od Stylesa. - Nie pomyślałeś, że nie jestem czymś takim? Pieprzony pedał. - Odpalił kolejnego papierosa, mocno zaciągnął się i czuł jak dym wypełnia jego płuca.

Jazz | Larry Stylinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz