22. Filadelfia

122 15 3
                                    

Filadelfia ma do siebie to, że niebo zawsze pokrywają chmury. Poza tym miasto było podobne do każdego innego w którym byli. 

- Potrzebujesz odpocząć Harry. - odezwał się Tomlinson, kiedy zatrzymali się na światłach. - Widzę, że jesteś tym wszystkim zmęczony. - I to była prawda. Harry powoli czuł się zmęczony ciągłym zmienianiem miejsca pobytu. Był już ósmy maja co uświadamiało go, że spędził w trasie już pięć miesięcy. Spędził też sześć miesięcy odkąd znał Louisa i to nieco odsuwało od niego zmęczenie związane z ciągłą podróżą. - Jaki jest plan na ten tydzień? 

- Dziś jest poniedziałek czyli gram jutro w piątek i sobotę. W niedzielę musimy wyjechać bo w Nowym Yorku gram codziennie. 

- Nowy York? - Harry mruknął w zgodzie. - Do Nowego Yorku mamy niecałe dziewięćdziesiąt pięć mil do pokonania. Patrząc na to droga zajmie nam dwie godziny, jeśli tylko będziesz chciał możemy wyjechać dopiero rano. 

- To... Myślę, że to dobry pomysł. - potarł swój podbródek i westchnął głośno. - Tak mocno widać, że mam już dość? 

- Oh grajku... Widać tyle, że pęd życia cię przytłacza. Za chwilę będziemy, patrząc na mapę jeszcze jedna przecznica do pokonania. Odpoczniemy sobie, może będą mieć telewizory to coś uda się zobaczyć? A środa jest cała dla nas, co ty na to? 

Harry zaśmiał się lekko. - Tylko dla nas mówisz? Masz jakiś plan? 

- Myślałem, że moglibyśmy po prostu gdzieś pójść, pamiętasz to miasteczko w Nashville? - Harry uśmiechnął się na to wspomnienie. - Może mają tu coś podobnego, może mając coś dużo lepszego? 

Styles poprawił się na swoim miejscu i wyjrzał przez okno. Godzina była już późna w końcu z Karoliny Północnej w drodze do Pensylwanii musieli pokonać aż dwa stany. W ten sposób choć Charlotte opuścili z samego rana wraz z kilkoma przerwami przed hotelem parkowali chwilę przed godziną ósmą wieczorem. 

- Prawie dziesięć godzin samej drogi to dla mnie zbyt wiele. - sapnął Louis po tym jak wysiadł z samochodu a jego kręgosłup nieprzyjemnie trzasnął. Otworzył i Harry'emu drzwi i podszedł by uchylić bagażnik. Wyciągnął walizki i ustawił je na chodniku aby zaraz chwycić je z powrotem i wraz ze Stylesem ruszył do wejścia. 

Hotel znajdował się w jednej ze starych kamienic przy jeden z alei. Wzdłuż ulicy w równych rzędach rosły drzewa, pełne zielonych liści i w pełni rozwiniętych już kwiatów. Prędko zameldowali się i z kluczem do pokoju udali się na drugie piętro. Czym prędzej chcieli zmyć z siebie pot i bród i zniknąć w miękkiej pościeli i swoich objęciach. 

Resztę wieczoru spędzili zamknięci w pokoju półleżąc na łóżku i trzymając się za ręce. Miło splecione palce ogrzewały ich serca a głowa Harry'ego która w pewnym momencie opadła na ramię starszego chłopaka była ich jedynym wyznacznikiem upływającego czasu. Kiedy Harry w końcu zasnął Louis po cichu podniósł się z łóżka i wyciągnął zaczętą paczkę papierosów. Wyjął z niej jednego i zabrał ze sobą paczkę zapałek. Otworzył okno i po umieszczeniu między wargami papierosa odpalił go. Ciepłe wiatr owiewał jego twarz prędko zabierając ze sobą dym który wypuszczał. Spojrzał na zegar który wisiał na ścianie i śledził wzrokiem wskazówki, które swoim stałym rytmem zbliżały się do godziny pierwszej w nocy. Sam nie wiedział czemu nie może spać. Musiał odpocząć, jednak nie od Harry'ego, musiał wyłączyć umysł i na moment zamknąć się we własnym świecie. Przymknął powieki i oparł się wygodnie o parapet. Wrócił do długich dni w Londynie, do śmiechu sióstr, do mamy piekącej w kuchni ciasta i ojca, który popijał herbatę w salonie przeglądając najnowsze wydanie gazety. 

Świat tak pędził, że nie wiedział kiedy tak naprawdę minęły te lata w Anglii i znalazł się w Stanach. Kiedy odszedł ojciec, kiedy mama przestała się tak często śmiać, kiedy on zakochał się w mężczyźnie. Pięć lat temu wojna dobiegła końca, zmienił całe swoje życie. Pięć lat. To tak mały kawałek czasu a jednak zmienił jego życie i jego samego nie do poznania. 

Jazz | Larry Stylinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz