Miliony świateł i neonów rozświetlały ulice prawie pięćdziesięcioletniego miasta na południu Nevady. Już dawno zostawili za sobą malownicze góry i wzniesienia, witając gwar i tłumy ludzi, którzy mimo bardzo późnej pory, nadal gromadzili się na ulicach. Byli właśnie w centrum, a do celu zostały im zaledwie trzy mile.
Golden Nugget był jednym z najpopularniejszych miejsc w mieście. Był tutaj od początku istnienia Las Vegas i składał się z hotelu i kasyna znanego na cały stan. Wielki neon oświetlał całe skrzyżowanie, sprawiając, że ludzie i samochody skąpane były w złotym świetle.
Harry wpatrywał się w to wszystko, wyglądając jak dziecko w sklepie z cukierkami. Jego nos przytknięty był do szyby, a dłoń spoczywała na korbie, dzięki której mógłby uchylić okno. Oczy odbijały każdy kolor wokół, a leniwy uśmiech rozciągał się na jego twarzy, gdy podziwiał cały ten obrazek. Miasto wiecznej zabawy, było tym co Harry najbardziej chciał zobaczyć w całych Stanach. Od małego chciał zobaczyć te światła o których mówili dorośli, i zaznać tego beztroskiego życia Las Vegas, choć na krótką chwilę. I w końcu jedno z małych marzeń znajdujących się w tej kędzierzawej głowie miało okazję się spełnić.
Tomlinson musiał przyznać, że miasto było zachwycające. Obserwując w lusterku młodszego chłopaka wiedział też, że nie tylko on był pochłonięty przez klimat tego wszystkiego. Louis w pełni to rozumiał. Doskonale pamiętał jedną z ich rozmów w czasie, której zapytał muzyka o czym marzy.;
- O czym marzę? O czym marzę? - Pytał sam siebie, zanim w końcu spoglądając na okolicę odpowiedział. - O szczęściu. To jest moje największe marzenie, być szczęśliwym. Chociaż kochać i być kochanym też brzmi dobrze, prawda?
- Nie marzysz o niczym bardziej, nie wiem przyziemnym? Coś jak posiadanie czegoś, albo zobaczenie jakiegoś kraju?
- Oczywiście, że marzę. Od dziecka chciałem zobaczyć Las Vegas i Londyn. Z tym pierwszym nie będzie raczej problemu, bo będziemy tam na tydzień. Spełnię jakoś swoje marzenie. To miłe.
- Pokażę Ci kiedyś Londyn. - Louis spojrzał na swojego towarzysza z lekkim uśmiechem. - Obiecuję.
Wkroczyli do zatłoczonego lobby. Część hotelowa była dużo spokojniejsza, niż ta z kasynem oddalona o zaledwie kilka metrów, jednak wciąż masa ludzi przesuwała się w tą i w drugą stronę. Czerwono -zielona wykładzina, znajdująca się pod ich stopami, mimo że starała się wyglądać na najczystszą nosiła na sobie ślady błota i kurzu, przyniesionego z ulicy, ale nadawało to temu miejscu czegoś co mężczyźni mogli nazwać "domowym".
Ich pokój znajdował się na drugim piętrze, w samym końcu korytarza, pozwalając na dawno niezasmakowaną prywatność i odcięcie od pędzących ludzi jedynie metry od nich. Żaden z nich nigdy w życiu nie był tak wdzięczny, za posiadanie ciężkich zasłon, które odcięły ich od blasku z ulicy pozwalając na spokojną noc i dobry sen.
Był poniedziałek. Siedzieli razem, obok siebie przy barze w Golden Nugget popijając whisky. Na scenie z prawej strony, na której za kilka minut miał pojawić się Styles tańczyły kobiety, w skąpych strojach, przystrojone wielkimi piórami, przypominając tym wszystkim zabawę z ulicy słonecznego Rio. Lód obijał się o ścianki szklanki, kiedy Louis zakręcił nią w dłoni, wprawiając płyn w ruch. Harry postawił obok niego tą należącą do niego, będącą obecnie pustą i bez słowa odszedł w stronę zaplecza, gdzie czekał na niego jeden z pracowników, z którym Harry rozmawiał tego popołudnia.
Ten wieczór był przełomem po tym co działo się w ostatnich dniach. Spędzili go w miarę razem, nawet jeśli nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, ale Louis miał plan. Ryzykowny, ale był i to napawało go niemałym optymizmem.
CZYTASZ
Jazz | Larry Stylinson ✔
FanfictionJazz jest najskuteczniejszą bronią w walce z rasizmem. Dobra gra na trąbce czyni ludzi ślepymi na kolor skóry grającego. ~ Louis Armstrong Ich rasizm nie dotyczył, bo byli biali. Dopadła ich homofobia, bo miłość dwóch mężczyzn do siebie była zakazan...