21. Charlotte

160 16 9
                                    

Nadejście maja sprawiało, że wszystko naprawdę zaczynało żyć. Rozległe pola Karoliny Północnej otaczały ich z każdej strony kiedy w spokoju pokonywali kolejne mile. Lasy rosnące wzdłuż dróg przesiewały promienie słońca z taką dokładnością, że temperatura w Hudsonie nie była zbyt wysoka. Okno obok Louisa było uchylone przez co co jakiś czas mógł popalać kolejne to papierosy. Wiatr rozwiewał jego włosy, których nadal nie obciął i pieścił chłodem kark skryty pod kołnierzykiem bawełnianego polo w prążki. Kręte drogi prowadziły ich w miejsca o widokach zapierających dech. Wzniesienia królowały nad wszystkim rozciągając się po sam horyzont. Harry obserwował to wszystko jak oczarowany nucąc pod nosem melodię z It's Only a Paper Moon. Wystukiwał rytm na swoim kolanie i poniekąd cieszył się, że ich podróż dobiega końca. 

- To miejsce jest piękne. - przyznał Louis przerywając tym zajęcie Stylesa. 

- To prawda. Za to chyba lubię Karolinę. Emanuje spokojem i pięknem. 

- Byłeś tu kiedyś? W Charlotte? - zainteresował się chłopak i uniósł swoje spojrzenie, by w lusterku spojrzeć na uśmiechającego się subtelnie bruneta. 

- Tak, ale to było lata temu. Jeszcze przed wojną, kiedy ja i Gemma byliśmy małymi dziećmi. Pamiętam, że to była jesień i uwierz mi jeśli te lasy teraz wyglądają magicznie, wyobraź je sobie pełne czerwieni, żółci i pomarańczy. - przymknął powieki i oparł się porządnie o siedzenie, zatapiając się we wspomnieniach. - Jesień, dokładnie był to październik. Mimo wszystko było bardzo ciepło. Przyjechaliśmy tutaj bo zmarła jakaś ciotka, nie pamiętam jej, wątpię nawet w to czy ją znałem. Pamiętam tylko urywki pogrzebu i to jak błękitne było wtedy niebo. Jego kolor podobny był do twoich oczu, jednak nie był tak... zachwycający. Masa liści leżała na chodnikach i sprawiała, że moje buty rozjeżdżały się na nich. Byliśmy w Charlotte przez tydzień i chociaż przyjechaliśmy tu z jakby nie patrzeć smutnego powodu naprawdę, naprawdę dobrze wspominam pobyt tutaj. A ty - zapytał po chwili ciszy, wpatrując się w profil szatyna. - Posmutniałeś. 

Louis potrząsnął głową i oderwał jedną dłoń od kierownicy, by szybko przetrzeć twarz. - Po prostu, - przerwał i westchnął głośno - chyba tęsknie za dziewczynkami. Nigdy nie opuszczałem ich na tak długo, prawie nie pamiętam jak brzmią ich głosy, ani nie wiem jak długie są teraz ich włosy. To frustrujące, zwłaszcza kiedy będziemy mieszkać w mieście, które nazywa się tak jak jedna z nich. 

- Wiem co czujesz Lou. Byliśmy z Gemmą niezwykle blisko kiedy byliśmy młodsi a teraz mieszka mile od Nowego Orleanu, widujemy się naprawdę rzadko. Wiem co to znaczy tęsknić, ale jeśli chcesz możemy poszukać jakiejś budki albo może w hotelu będą mieli telefon. Wtedy zadzwonisz do mamy i do sióstr. To nie będzie tak cudowne jak bycie obok nich, ale może na chwilę zapełni pustki w twoim sercu? 

Louis uśmiechnął się ciepło. Wokół jego oczu powstały małe zmarszczki a nos zaróżowił się uwydatniając piegi. - Myślę, że to dobry pomysł. Dziękuję. - dodał ciszej, nadal spoglądając w lusterku na twarz swojego towarzysza. Widząc niezrozumienie na nagłe wyznanie na twarzy chłopaka, uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Dziękuję Ci za to, że jesteś przy mnie. 

- Jesteś moim kierowcą to normalne, że jestem blisko. - powiedział ze śmiechem, jednak zaraz znów spoważniał. - To ja powinienem Ci dziękować. Tylko dzięki tobie jesteśmy gdzie jesteśmy i mamy to co mamy. Gdyby nie ty nie wiem czy w ogóle teraz byśmy rozmawiali... To ja zaryzykowałem całą naszą znajomość i tylko ja powinienem dziękować, że pozwalasz mi być blisko. 

Tomlinson westchnął ciężko. Nie lubił wracać pamięcią do chwil na pustyni. Było tak pięknie do momentu jego wybuchu. Ale kim on wtedy był? Gdyby nie to wszystko co miało miejsce w Los Angeles nie uświadomiłby sobie tak wielu rzeczy. Tak wiele by go ominęło, tak wiele pozostałby dla niego tajemnicą lub czymś tak dalekim, że nigdy nie zdobyłby się na odwagę by to mieć. By mieć wszystko. 

Jazz | Larry Stylinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz