Mike:
-Jak się spało? - zapytałem kiedy podszedłem do Theo. Dalej byliśmy w kawiarnii.
-Dobrze. Tak w ogóle to dziękuje, że mogę u ciebie mieszkać. Nie martw się oddam ci za czynsz.
-Co ty w ogóle gadasz. Nic mi nie będziesz płacił. Sam ci dałem taką propozycje to sam będę za to płacił. Jakieś plany na teraz? Klub? - chłopak odebrał kawę na wynos od baristy.
-Dzisiaj mam wolne. Przenosiłem rzeczy do ciebie cały dzień.
-Mogłeś powiedzieć to bym ci pomógł.
-Szczerze to nie było tego za dużo. Idziesz już do domu?
-Tam gdzie ty tam i ja. - Theo gestem głowy pokazał, że wychodzimy i tak właśnie zrobiliśmy. Wsiedliśmy do mojego auta i zaczęliśmy jechać ulicami Filadelfii, która budziła się do nocnego życia.
Popatrzyłem kątem oka na Raeken'a. Siedział nieco obniżony na fotelu i patrzył na światła latarni, które co chwilę się zmieniały. Myślał o czymś i to bardzo głęboko. Tylko o czym? Ten chłopak miał w sobie tyle tajemnic, których nie można dostrzec na pierwszy rzut oka.
Drogę spędziliśmy w ciszy. Kiedy weszliśmy do apartamentu Theo stwierdził, że pójdzie się umyć. Nie odzywał się przez cały czas i sam wydawał się być jakiś otępiały. Bałem się, że to może być przeze mnie. W tym momencie coś do mnie dotarło. Pierwszy raz w życiu poczułem, że o kogoś się martwię i to z mojego powodu. Czy to oznacza, że zależało mi na nim bardziej niż na kimkolwiek innym?
Aby chociaż trochę poprawić mu humor postanowiłem przygotować kolację. Nie jestem jakimś mistrzem kuchni, ale zwykły makaron z krewetkami potrafi zrobić każdy. Od razu przeszedłem do kuchni i zacząłem gotować. W tle na moim gramofonie puściłem jakąś spokojną muzykę.
Minęła godzina, a jego dalej nie było. Mógł sobie coś zrobić? A może ktoś zrobił coś jemu? Matko, czemu tak o tym wszystkim myślę? Normalnie bym spokojnie czekał za pewnie siedząc przed telewizorem z kieliszkiem wina, a teraz ledwo stałem w miejscu.
W końcu usłyszałem trzask drzwi od pokoju, który zajmował Theo. Chłopak wszedł do pokoju i od razu spojrzał na stół na którym zacząłem stawiać talerze z jedzeniem.
-Co to? - zapytał.
-No jak to co Lalka? Kolacja prosto z przepisów Mike'a Parker'a.
-Słyszałem o nim na mieście. - uśmiechnął się i zaczął podchodzić bliżej. - Podobno nie jest obdarzony dużym talentem w tej dziedzinie.
-Tak, też mi się coś takiego obiło o uszy. - jako prawdziwy dżentelmen odsunąłem krzesło tak, aby zielonooki mógł bez problemu usiąść. Kiedy już go ładnie usadziłem podszedłem do mojej lodówki z winami. - Białe jak śnieg, czerwone jak krew, czy może różowe jak twoje śliczne usta? - zapytałem charakterystycznie poruszając brwiami.
-Zawsze dodajesz porównania do takich rzeczy?
-Do pewnej rzeczy nie da się ich znaleźć. W sumie to nawet nie jest rzecz, a osoba. Więc?
-Czerwone. - wziąłem ze sobą kieliszki i nalałem do nich wina, które wybrał mój współlokator. Jedliśmy w spokoju wymieniając ze sobą parę słów. Opowiedziałem mu jak to Dylan i Thomas nagle magicznie ogarnęli podnoszenie. Sam nie dowierzał w to, że zrobili to w jeden wieczór i stwierdził, że ktoś musiał im na prawdę dobrze w tej sprawie doradzić. Szczerze to sam się zastanawiałem jak oni to zrobili i kto im w tym pomógł. Nagle na twarzy Theo znowu pojawił się smutek, który tak bardzo starał się ukrywać. Nie mogłem już dłużej na to patrzeć. Przez ten widok czułem jak moje mocne serce powoli kruszy się na co raz to mniejsze kawałki.
CZYTASZ
Dance with me | Dylmas
Hayran Kurgu"Gdy dwoje ludzi się kocha, ich ciała zestrajają się ze sobą jak w tańcu o ściśle ustalonej choreografii: ręka położona na biodrze, muśnięcie palcami włosów, szybki pocałunek, oderwanie ust, dłuższy pocałunek, dłoń wsuwająca się pod koszulę. To ruty...