Uczucia, o które warto walczyć

111 12 10
                                    

Tooru zabrał Koushiego do Palermo Soho i teraz już od kilkudziesięciu minut spacerowali mniej lub bardziej kolorowymi uliczkami wśród licznych barów, restauracji i sklepów. Był środek lata i chociaż było dziś dość ciepło, to jednak słońce rzadko kiedy przebijało się przez chmury, więc wokół panowała raczej ponura atmosfera.

– To miejsce ożywa w szczególności wieczorami – wyjaśnił Tooru, widząc puste spojrzenie Koushiego przesuwające się po mijanych witrynach. – My również przyszliśmy tutaj późną godziną.

– I co wtedy robiliśmy? – Koushi posłał towarzyszowi słaby uśmiech. Od kilku dni nie miał humoru, ale starał się udawać, że jest inaczej. W końcu nie potrzebował kolejnych kłopotów z Tooru, kiedy mężczyzna tak bardzo się starał mu pomóc.

– Tańczyliśmy razem na ulicy.

To szczerze zaintrygowało Koushiego.

– Naprawdę? Tak po prostu nie przejmując się innymi?

Tooru zaśmiał się niezręcznie. Spojrzał gdzieś w bok, a Koushi z jego rozmarzonego wzroku wyczytał, że musiał właśnie wrócić wspomnieniami do tamtego wieczora.

– Nie do końca było tak, że się tym w ogóle nie przejmowaliśmy – powiedział. – Po prostu opinia innych miała dla nas mniejsze znaczenie niż to, że chcieliśmy się razem dobrze bawić.

Koushi uśmiechnął się lekko. To brzmiało miło. W takich momentach jeszcze bardziej nie rozumiał swojego związku z Tooru. Raz byli tak romantycznie zakochani, a czasami nie rozmawiali o podstawowych rzeczach. Jak wiele jeszcze nie wiedział o ich relacji i czy Tooru w końcu podzieli się z nim również tą mniej przyjemną stroną ich małżeństwa?

– Teraz akurat jest za wcześnie i nikt nie gra, ale może moglibyśmy tu wrócić kiedy indziej, żeby znów móc zatańczyć?

– Jasne, możemy tak zrobić – odparł Koushi, chociaż nie był pewien, czy naprawdę tego chce.

Tego samego dnia udali się jeszcze do restauracji, gdzie ponoć poszli tego samego dnia, kiedy byli tu na swojej tanecznej randce.

– A potem... – zaczął Tooru, ale nagle coś sobie uświadomił i urwał. To bardzo nie spodobało się Koushiemu.

– Co robiliśmy później? – zapytał, siląc się na spokój.

– Nic ważnego. Naprawdę.

Tak było ciągle. Znów Tooru trzymał go jak pod kloszem i filtrował informacje, którymi się z nim dzielił. To było naprawdę bardzo frustrujące.

Tego samego dnia pojechali samochodem Tooru (albo ich wspólnym?) do parku, który ponoć był bardzo ważnym miejscem dla ich związku. Koushi nie spierał się z nim, ale spacerując krętym chodnikiem, nie widział w nim nic szczególnego. Ot ścieżki, latarnie, jakieś oczko wodne, krótko przycięty trawnik i liczne drzewa. Park, jak park i tyle.

Tooru zatrzymał się niespodziewanie, kiedy weszli na jakiś niewielki, drewniany mostek. Bez słowa wydobył z kieszeni swoją komórkę i przez chwilę czegoś w niej szukał. Puścił jakąś piosenkę i niepewnie spojrzał na Koushiego, który rozpoznał utwór jako Put Your Head On My Shoulder. Nie wzbudziło to w nim żadnych szczególnych emocji, ale musiał przyznać, że lubił ten kawałek.

– Tutaj również tańczyliśmy – wyznał Tooru. Wyglądał na nieco rozczarowanego. – Do tej właśnie piosenki.

Koushi rozejrzał się po najbliższym otoczeniu. W ogóle nie poznawał tego miejsca i nawet nie potrafił wyobrazić sobie tej sceny.

My Lovesick Setters || OiSugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz