LSOB - Rozdział 7

1K 148 231
                                    

Trzy dni minęły im bardzo spokojnie. Harry ćwiczył chodzenie, które szło mu coraz lepiej (poza tym, że miał siniaki w każdym możliwym miejscu), czytał książki i bardzo dużo spał, zbyt zmęczony aktywnością fizyczną, by robić cokolwiek innego. Louis natomiast przygotował cztery zamówienia, upewniał się, że Harry miał ciepło i wygodnie na fotelu w jego pracowni, dawał mu jedzenie i czasami trzymał go za rękę, gdy chłopiec chciał przyspieszyć naukę chodzenia. 

— Coraz lepiej — ucieszył się brunet, kiedy sam przeszedł z jednego końca pokoju na drugi. — Ale woleć na kolanach, bo mnie już stopy boleć od tego wszystkiego. 

Louis odwrócił spojrzenie z malowanego obrazu lasu, by spojrzeć na Harry'ego, który zmęczony usiadł na podłodze. Jego wzrok padł na stopy chłopca i jak się okazało, kostki były opuchnięte. 

— Nawet nie jestem zdziwiony. Nigdy nie chodziłeś, więc to musi być dla ciebie duży wysiłek — powiedział Tomlinson, podnosząc się z krzesła. Podszedł do Harry'ego i pomógł mu wstać, by położyć na kanapie. — Zaczekaj na mnie, okej?

Harry kiwnął głową, opierając się wygodniej o poduszki. Louis wyszedł z pokoju, a wrócił z dwoma mokrymi ręcznikami. 

— Jesteś cały zgrzany, nie powinieneś tak dużo ćwiczyć — mruknął, siadając przy jego boku. Zsunął mu skarpetki ze stóp i położył na spuchniętych kostkach ręcznik. Drugim natomiast zaczął ocierać spoconą twarz. — Myślę, że powinieneś sobie trochę odpuścić. Wczoraj chodziłeś prawie cały dzień, a to wcale nie jest dobre, gdy nigdy tego nie robiłeś. Kiedy małe dzieci się uczą, też nie chodzą cały czas. 

— Bo ja chcieć już teraz, Lou. 

Chłopiec ziewnął głośno, nie zasłaniając sobie przy tym ust, co w oczach Louisa wyglądało komicznie. Nie odpowiedział na to, tylko powoli przesuwał ręcznikiem po jego twarzy. 

— Ja teraz jak król, a ty podwładny — zaśmiał się Harry, na co Louis prawie zakrztusił się przełykanął śliną. — Ty robić wszystko za mnie, a ja leżeć i pierdzieć w kanapę. 

Prawdę mówiąc, Louis ani raz nie poczuł, ani nie usłyszał, żeby Harry pierdział. Najprawdopodobniej nauczył się kiedyś tego jednego słowa i powtarzał go w kółko aż do znudzenia. 

— Masz rację, jesteś królem. Robię ci jedzenie, sprzątam, ścialam łóżko i przygotowuję kąpiel. — Przewrócił oczami, czując rosnące zażenowanie swoją opiekuńczością. — Ale tak nie może być, Harry. Po świętach cię wszystkiego nauczę. 

Brunet uniósł zaskoczony brew. — Wy też mieć święta, Lou? I dostawać dużo prezentów?

Zamiłowanie do prezentów Harry'ego bardzo śmieszyło Louisa. Mężczyzna uważał to za urocze i sam w sercu poczuł chęć uszczęśliwiania przyjaciela w ten sposób. To było słodkie, jak brunet uśmiechał się tak szeroko, kiedy coś dostawał. 

— Oczywiście, że tak — zgodził się.  — Możemy przygotować dom i kupić małą choinkę. 

Louis nie celebrował świąt od ponad trzech lat i jeśli miał być szczery, to wciąż był sceptycznie to tego nastawiony. Te trzy dni były dla niego zwykłymi dniami i wolał je takimi zostawić. Skoro jednak chciał, żeby Harry nauczył się żyć jak człowiek, musiał pokazać mu, że w tym świecie większość ludzi spędza wesoło ten czas. Poza tym podejrzewał, że bardzo go to ucieszy i poczuje się ważny. 

— I dać muszelki na gałęzie? — zapytał z nadzieją. 

— Tak, Harry. Zrobimy wszystko po twojemu, żebyś czuł się dobrze. Wieczorem powiesimy kolorowe światełka w salonie i kuchni. 

lonely shade of blue | part 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz