To się stało tak nagle. Tak nagle, że Louis na początku nawet nie wiedział, że cokolwiek się wydarzyło. Po prostu stał i wpatrywał się w Harry’ego, próbując zrozumieć, dlaczego chłopiec tak bardzo płakał i czemu był tak bardzo przerażony.
— Lou, przepraszam. Naprawdę nie chcieć, żeby tak się działo. Może woda morska pomoże i być lepiej już? Przecież ty przeznaczony, więc my na pewno razem — płakał, mocno gestykulując rękami. Łzy ciurkiem spływały po jego policzkach, które były mocno zarumienione, natomiast piękne, zielone oczy opuchnięte. Wyglądał tak drobno, siedząc ze znacznie mniejszymi nogami i łuskami, które znajdowały się na jego skórze.Harry ponownie zamieniał się w syrenę. Harry niedługo będzie musiał go opuścić.
Louis przez cały czas, kiedy brunet starał się mu wszystko wytłumaczyć i chociaż odrobinę się uspokoić, po prostu wpatrywał się w niego, nie ruszając się ani o milimetr. Żaden mały mięsień w jego ciele nawet nie drgnął, a łzy również się nie pojawiły. Stał i wbijał uważne, niebieskie spojrzenie, które mimo żadnej reakcji mówiło wszystko. W jego oczach wręcz odbijał się ból i cierpienie.— Lou? — zapytał cicho, próbując przesunąć się na łóżku, co okazało się być niemożliwe z powodu ogromnego bólu w nogach, przez który zapłakał jeszcze bardziej. W porównaniu do mężczyzny, całe jego ciało trzęsło się, natomiast jego skóra wręcz paliła. — Proszę, powiedzieć coś, bo ja nie wiedzieć… Nie wiedzieć i to boli… Lou?
Szatyn wciąż się nie odezwał, mimo słyszalnego błagania w głosie Harry’ego. Miał zawroty głowy, zaschło mu w gardle, a serce biło mu niewyobrażalnie szybko, przez co myślał, że właśnie w wieku dwudziestu pięciu lat dostał zawału. Wciąż jednak się nie ruszył. Ani drgnął.
Harry zamknął oczy, w bólu i agonii upadając klatką piersiową na poduszki. Wcisnął zapłakaną twarz w poduszkę i zaszlochał tak bardzo, że brzmiał, jakby co najmniej go zarzynali. Palące nogi nie równały się z tym, co czuł w sercu, jak bardzo zrozpaczony był i jak bardzo cierpiał. Bo on i Louis cierpieli tak samo bardzo.I wtedy Tomlinson nagle zachwiał się i upadł na kolana, nie mogąc złapać poprawnego oddechu. Położył drżącą dłoń na klatce piersiowej w okolicy serca, po czym zgiął się wpół, próbując załagodzić wypełniającą go rozpacz. Słyszał jedynie szum swojej krwi i krzyk, który nie wydobył się z jego gardła. Krzyk prosto ze swojego serca.
Obydwoje nawet nie byli w stanie się podnieść, by zbliżyć się do siebie i mocno przytulić. Potrzebowali przeżyć to w swoich sercach, w swoich umysłach i przecierpieć tę chwilę w samotności, chociaż znajdowali się zaledwie metr od siebie. Oni po prostu nie potrafili zbliżyć się do siebie i przytulić tak mocno, że nie mogliby oddychać.
Pierwszy uspokoił się Harry. Z opuchniętą twarzą spojrzał na swoje nogi, które były jedną czwartą mniejsze od tych, które miał jeszcze poprzedniego wieczoru. Było tak, ponieważ jego ogon był zupełnie innej długości niż nogi, które również urosły mu nagle. Na skórze w tamtym miejscu powoli wypalały się kolejne łuski, a po chwili chłopiec nie był w stanie poruszyć stopami. To się działo.
Ale mimo tego wszystkiego, zsunął się z łóżka i ostrożnie położył ciepłe dłonie na ramionach Louisa. Zacisnął mocno palce, po czym wtulił twarz w zgięcie jego szyi, by ponownie zacząć głośno płakać. Nie otrzymał jednak reakcji zwrotnej, chociaż w tamtym momencie najmniej go to obchodziło. Harry po prostu chciał być blisko niego.
— Lou… Proszę, przestać płakać, błagam… Jak ty płakać, to ja jeszcze smutniejszy i moje serce już nie wytrzymywać… Zaraz umrzeć, bo ty taki smutny — szeptał, próbując złapać oddech. — Błagam, Lou… To nic nie znaczyć, ja jeszcze tutaj. Ty przeznaczony, więc my…
CZYTASZ
lonely shade of blue | part 1
Fanfictionlouis od zawsze był bardzo samotną osobą i nigdy nie miał nikogo obok siebie. czy poczuje żar miłości i bezpieczeństwa, kiedy odnajdzie porzuconą, niewinną i niczego nieświadomą syrenkę?