nie jestem mega zadowolona z tego rozdziału, ale łapcie. love u misie(;
przypominam o playliście - lonely shade of blue. link na tt.
Noce były jednym z najgorszych doświadczeń w życiu Louisa. Po przebudzeniu miał mokre od potu ubrania, podobnie jak karmelową grzywkę. Miał wrażenie, że się palił, a jego serce biło z prędkością światła. Chciało mu się płakać, jednak żadna łza nie spływała po jego zarumienionym policzku, natomiast ręce drżały mu tak mocno, że nie był nawet w stanie odsunąć na bok koca, pod którym spał.
Koszmary były dla niego codziennością. Louis nie miał spokojnej nocy już od trzech lat, od kiedy zmarła jego młodsza siostra Fizzy. W każdym śnie widział jej piękne, niebieskie oczy i dwa ciemne warkocze, a przede wszystkim delikatne dłonie, które oplecione były przez gorące płomyki ognia. Krzyczała o pomoc, błagała Louisa, żeby wrócił do domu i wziął ją ze sobą, ale on tylko stał, przyglądając się temu, jak płonie. Płakał, cały czas powtarzając, że chciałby po nią wrócić i ją uratować, ale z nieznanego mu powodu nie jest w stanie się ruszyć. Fizzy mu odpowiadała, że jest tylko egoistą, który uratował siebie samego, a ją zostawił na pewną śmierć.
Tak było również tej nocy. Różnica polegała na tym, że nie obudził się w momencie, kiedy Fizzy upadała martwa na ziemię, tylko w samym środku snu, czując mocne szarpnięcie za rękę.
Otworzył oczy zdezorientowany i rozejrzał się po ciemnym pokoju. Kątem oka spojrzał na godzinę, z niezadowoleniem zauważając, że była dopiero druga. Westchnął cicho i spojrzał na bladą dłoń chłopca, która znajdowała się na jego własnej.
— Co się stało? Chce ci się pić? — zapytał, delikatnie ściągając z siebie kończynę Harry'ego. Podniósł się do pozycji siedzącej i zapalił lampkę.
Harry leżał na podłodze, gdyż najprawdopodobniej czołgał się z jego sypialni, by się tu dostać, podpierając się na jednej ręce. Spoglądał na Louisa swoimi dużymi, żabimi oczami, a jego dolna warga drżała. Szatyn przestraszył się, że coś się stało, ale wtedy zauważył mokrą plamę na dresach, które mu wcześniej założył.
— Ja spać i obudzić się, kiedy znowu tutaj na dole mokro. Ja pójść spać, ale nieładnie pachnie — wyjaśnił cicho chłopiec. — Lou, czy ja umierać? To już drugi raz.
Mężczyzna westchnął głośno i przetarł twarz dłonią, zastanawiając się, za jakie grzechy spadła na niego taka odpowiedzialność. Po pierwsze nie rozumiał, co się działo z Harrym, a po drugie nie był chętny do opiekowania się nim jak małym dzieckiem.
— Nie umierasz. Każdy człowiek sika, tylko robi to w łazience — wytłumaczył mu, podczas gdy Harry wciąż wpatrywał się w niego ze smutkiem. — Nie bój się, to nie jest nic strasznego. Musisz tylko... Zacząć to jakoś kontrolować.
— Ale ja nie wiedzieć, to samo się tak robić — mruknął, a jego warga ponownie zadrżała. — Lou, ja nie chcieć być człowiekami, to zbyt trudne.
Louis nie odpowiedział, ponieważ nie wiedział co. Zrobiło mu się szkoda chłopca, ponieważ oprócz opieki nad nim nie był w stanie zrobić zupełnie nic. Zresztą nie mógł mieć nawet pewności, czy to, co Harry mówił było prawdą. W końcu zdarzały się przypadki, że osoba dorosła wskutek wypadku musiała nauczyć się wszystkiego od początku. Może Harry też był taką osobą?
— Umyjesz się, a ja przygotuję ci inne łóżko i zajmę się tamtym. Obiecuję, że poczujesz się trochę lepiej.
Harry kiwnął głową i wystawił w jego stronę rękę. Louis wstał z łóżka i kucnął przy nim, by złapać go w talii i delikatnie podnieść. Nie chciał brać go całkowicie na ręce, gdyż dresy miał całe mokre, a poza tym stwierdził, że powinien zacząć robić już coś w kierunku nauki chodzenia. Odrobinę się przeliczył, ponieważ w tej pozycji ciężej było mu utrzymać Harry'ego, natomiast sam chłopiec nawet nie ruszał nogami. Pozwalał im bezwładnie jeździć po podłodze.
CZYTASZ
lonely shade of blue | part 1
Fiksi Penggemarlouis od zawsze był bardzo samotną osobą i nigdy nie miał nikogo obok siebie. czy poczuje żar miłości i bezpieczeństwa, kiedy odnajdzie porzuconą, niewinną i niczego nieświadomą syrenkę?