LSOB - Rozdział 15

1.1K 148 206
                                    

informacja: od dziś będę dodawała tylko po jednym rozdziale, żeby nie skończyć pisania za tydzień(:

Kłopoty, kłopoty, kłopoty — pomyślał Louis, słysząc mocne pukanie do drzwi, które mogło znaczyć tylko jedno. I ono wcale nie zwiastowało niczego dobrego. 

Był trzeci stycznia, a okolicę już spowiła ciemność. Na zewnątrz panował przeraźliwy mróz i wiał silny wiatr, a z nieba spadały ogromne krople deszczy. Atmosfera przez to była bardzo ponura i niesprzyjająca spacerom — wszędzie było mokro i bardzo ślisko. Co jakiś czas na niebie pojawiały się pioruny, a po kilku sekundach słychać było grzmot, którego bała się większość dzieci i spora część osób dorosłych, w tym bezbronny Harry, dla którego to była pierwsza burza. 

Louis spojrzał na chłopca, który powoli sączył ciepłą herbatę, żeby się uspokoić. Z tych nerwów nawet nie usłyszał pukania, skupiając się na tym, by przez drżące dłonie nie wylać zawartości kubka. Szatyn pochylił się i cmoknął go w policzek, a następnie cicho poinformował go, że zaraz do niego wróci. 

Podszedł do drzwi. Przed otworzeniem ich wziął głęboki wdech, by uspokoić skołatane serce. Naprawdę nie był gotowy na konfrontację z innymi ludźmi, a już szczególnie z Niallem i Liamem, do których nie odezwał się od kilku dni. 

Położył dłoń na klamce i delikatnie ją pchnął. 

— Tommo! — krzyknął Niall, co zostało zagłuszone przez kolejny piorun. 

Niall był średniego wzrostu blondynem irlandzkiego pochodzenia. Zawsze szeroko się uśmiechał — cechowała go lekkość ducha i wieczny optymizm. Obok niego stał Liam, jego mąż. Był od niego zdecydowanie wyższy i bardziej napakowany, sprawiając wrażenie groźnego mężczyzny. Zdradzała go jednak twarz — Louisowi przypominała ona łagodnego niedźwiedzia szczególnie, kiedy Liam szeroko się uśmiechał. 

W tamtym momencie obydwoje byli bardzo przemoczeni, a deszcz niemal z nich spływał. Wyglądali jednak na zadowolonych. 

— Hej — przywitał się nieśmiało Louis. — Co tutaj robicie? Jest straszna burza, powinniście... 

— Tak dawno się nie widzieliśmy, że to nie ma żadnego znaczenia — odparł dziarsko Niall. — Poza tym czas na przesłuchanie na temat twojej nowej zdobyczy!

— Ale ja nie mam żadnej zdobyczy, a raczej tak go nie nazywam — westchnął zmęczonym głosem. Już miał ochotę zamknąć drzwi i się z nimi pożegnać, ale wiedział, że zapowiadało się na dłuższą wizytę. — Wchodźcie, jest zimno. 

Odsunął się, by zrobić im miejsce. Zamknął za nimi drzwi, przyglądając się, jak ich dwójka ściągała buty i przemoczone kurtki. Wyglądali na zmarzniętych, ale po krótkiej chwili na ich twarzach pojawiła się ulga z uwagi na panujące ciepło. Louis rozgrzał dla Harry'ego kominek, więc w całym domu było wręcz gorąco. 

— Myślałem, że będziemy musieli cię błagać, żebyś trochę tu zagrzał — powiedział Liam. 

— Cóż, Harry woli, kiedy jest ciepło, dlatego... 

Nie dokończył, ponieważ Niall niemal od razu po ściągnięciu kurtki poszedł do salonu, gdzie siedział Harry. Louisowi serce podeszło do gardła w obawie przed reakcją chłopca na innych ludzi. Niall był bardzo specyficzną osobą, czego Harry mógł się bardzo przestraszyć. 

Nerwowym krokiem ruszył w stronę salonu i kiedy zauważył Nialla przysiadającego się do Harry'ego, który wyglądał na zdezorientowanego, uderzyła w niego jedna rzecz. Tego dnia chłopiec ubrał gruby sweter i zdecydował się pozbyć spodni, pozostając z pampersem na widoku, gdyż wciąż miał ogromny problem z nietrzymaniem moczu. Całe szczęście w tamtym momencie był przykryty kocem. 

lonely shade of blue | part 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz