Harry absolutnie pokochał swoich nowych przyjaciół. Minęły trzy dni, odkąd Louis przyniósł akwarium do domu, a chłopiec nie odstępywał ich na krok. Cały czas siedział przy rybach i dotykał palcami akwarium, chichocząc głośno i ciesząc się jak małe dziecko. Szatyn przyglądał się mu uważnie, podczas gdy sam malował obrazy i nawet kosztem opóźnienia jednej wypłaty od klienta, namalował ukochanego siedzącego na kanapie.
Zaczęło się jednak dziać coś niedobrego. Harry zrobił się bardzo senny — Louis pół godziny po zjedzonym śniadaniu musiał zanosić go z niewygodnej kanapy do sypialni, ponieważ chłopiec zasypiał w jego pracowni otulony niebieskim kocem. Jadł coraz mniej, rzadziej mówił i cały czas narzekał na bolące go nogi. Louis starał się robić mu masaż, jednak one niewiele pomagały. Dodatkowo chłopiec miewał skoki temperatury. W jednej chwili miał trzydzieści pięć stopni, później trzydzieści dziewięć, a potem trzydzieści sześć i tak w kółko. Bardzo go to wymęczyło, chociaż jedyne, co robił to leżał i przytulał się do Louisa.
— Dlaczego jesteś malarzem? — zapytał cicho Harry, kiedy obydwoje leżeli w fortecy zrobionej z poduszek. Louis bardzo chciał go rozweselić, ale jednocześnie trochę rozgrzać jego zziębnięte ciało.
— Zawsze lubiłem malować, to całe moje życie. Chociaż piłkę nożną też bardzo lubiłem i grałem niemal codziennie — wyjaśnił, głaszcząc go po włosach. Nie mógł napatrzeć się na jego świecące się zielone oczy i słodki uśmiech mimo bólu każdego mięśnia. Louis pomyślał, że jest jak dziecko, które potrafi być wesołe nawet w trudnych dla siebie chwilach.
Kochał myśleć o Harrym jako o dziecku, ponieważ wtedy uświadamiał sobie, dlaczego tak bardzo go kochał. Bo Harry był dorosłym, który swoją słodkością emanował na całą okolicę. Bo uśmiechał się szeroko i cieszył z drobnych rzeczy. Bo kiedy był zmęczony, lgnął do niego jeszcze bardziej i dawał mu jeszcze więcej ciepła. Bo traktował Louisa jak najważniejszą osobę na całym świecie, a szatyn mógł się nim zaopiekować.
Louis po prostu kochał Harry'ego za to, że żył.
— A gdzie ja pracować w przyszłości? Nikt nie kupi moich obrazów, bo amatorskie i brzydkie, więc ja malować tylko dla ciebie w prezencie. Ja muszę mieć dużo pieniędzy, bo trzeba kupować czekoladę i rzeczy dla ciebie, i ładne ubrania na restauracje i to małe, gdzie był kiedyś Nil — mówił z przejęciem, mocno przy tym gestykulując. Po tych słowach jednak cały jego zapał zniknął i zmęczony wtopił się w stos kocy i poduszek.
— Ktoś tu jest chyba bardzo zmęczony — stwierdził Louis, naciągając na nich dwóch niebieski koc. Ostatnio zauważył, że pod nim Harry'emu odpoczywało się najlepiej. — Wszystko sobie kupisz i pójdziesz do pracy, ale w odpowiednim czasie. Na razie chciałbym, żebyś się trochę nauczył o życiu ludzi, bo nie chciałbym, żeby ci było przez kogoś smutno.
— Dlaczego mi smutno? Jak mi smutno, to ty i ja robimy misie i już fajnie — odparł jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
— Ale lepiej, żeby ci było częściej wesoło, niż smutno. — Ułożył dłoń na jego głowie i przysunął ją do swojej klatki piersiowej, by złożyć mały pocałunem na zimnym czole. Uwielbiał być blisko Harry'ego. — Chciałbym cię zabrać do lekarza, ale... nie wiem, czy mogę.
— Medycy przecież pomagać i robią, że już jest dobrze. Może mi też pomóc, bo ja się czuję chujowo.
Louis przewrócił oczami na jego słowa. Harry, który nauczył się przeklinać to wcale nie był słodki Harry, bo on cały czas to powtarzał.
— Nie wolno tak brzydko mówić, kochanie, przecież już ci to tłumaczyłem — upomniał go łagodnie, po czym westchnął cicho, widząc zmęczone spojrzenie chłopca. — Zamknij oczy, a ja cię podrapię po ramieniu. Wstaniesz i będziesz się czuł lepiej.
CZYTASZ
lonely shade of blue | part 1
Fanficlouis od zawsze był bardzo samotną osobą i nigdy nie miał nikogo obok siebie. czy poczuje żar miłości i bezpieczeństwa, kiedy odnajdzie porzuconą, niewinną i niczego nieświadomą syrenkę?