LSOB - Rozdział 12

1.1K 148 259
                                    

nie wszyscy przeczytali poprzedni, więc tylko przypominam, że to drugi na dziś!!

Dwudziesty czwarty grudnia mógł okazać się być dniem tragicznym, gdyby Louis w porę nie zareagował. Niewytłumaczenie Harry'emu, jak działa świat i jacy okropni mogą być ludzie, mogło zniszczyć wszystko. 

Dzień rozpoczął się naprawdę przyjemnie — Harry został obudzony przez Louisa, który powoli rozplątywał jego włosy. Zaśmiał się głośno i mruknął, że takie pobudki fajne i przytulił się do mężczyzny, by zamknąć oczy jeszcze na kilka minut. 

— Czas na śniadanie, bo musimy mieć dużo siły, żeby wszystko ugotować — powiedział, potrząsając ramieniem chłopca. — Będziesz mógł się nauczyć nowych, ludzkich rzeczy. 

— Syrenki nie gotować, bo my jeść wszystko od razu. Nie mamy ognia pod wodą — parsknął śmiechem Harry, podnosząc się do siadu. Przetarł zaspane oczy i uśmiechnął się szeroko. — Urodziny i gotowanie? Ja nie mieć dla ciebie prezentu z okazji dziesięć dziesięć i pięć. 

— Nic nie musisz mi dawać — oznajmił stanowczo, wstając z łóżka. Podał Harry'emu rękę, by podnieść go do góry. — Po prostu wstań, umyj zęby i zjedz ze mną śniadanie, bo musimy pójść do sklepu po wszystkie produkty. A jeśli bardzo chcesz, to możesz coś wziąć z półki i to będzie mój prezent. 

Harry przyłożył dłoń do ust, niemal piszcząc z radości. 

— Pełne urodziny! — ucieszył się. — Urodziny najważniejsze dla syrenek, zawsze trzeba świętować. Moje też musimy, ale dziś ty najważniejszy. Może ja ci umyć włosy, żeby ty jak książę?

To było bardzo miłe uczucie — Louis miał urodziny, czyli według niego nic nie znaczący dzień, a Harry tak bardzo się cieszył i chciał się nim zająć. Pomyślał o prezencie i co najważniejsze, nie zapomniał. Louis nawet nie wiedział, że powiedział mu, kiedy się urodził, ale najwidoczniej dla bruneta to była jedna z najważniejszych informacji. 

Louis zdecydował się zrobić Harry'emu naleśniki, skoro chłopiec tak bardzo chciał uczcić jego dzień. Miał jeszcze odrobinę nutelli, którą kupił ponad trzy miesiące temu, więc miał nadzieję, że uda mu się zasłodzić chłopca. Dodał do całości banana, żeby zachować tradycję żółtego jedzenia i przygotował ogromny kubek bardzo słodkiej herbaty. Lubił patrzeć na Harry'ego, który zachwycał się cukrem i narzekał na gorąco uderzające w jego policzki. 

Jeśli miał być szczery, przestał świętować urodziny od kiedy zginęła jego rodzina. Nie dostał żadnych życzeń od trzech lat, nie mówiąc o prezentach. Nie chciał tego, ani tak naprawdę nie potrzebował — ten dzień bez ukochanych osób wokół ciebie nie ma żadnego sensu. Ale teraz miał Harry'ego, którego znał zaledwie dwa tygodnie, jednak wciąż go miał i zaakceptował. Pierwsza osoba od ponad tysiąca dni, którą wpuścił do swojego serca. Niall i Liam próbowali kilka miesięcy, Harry'emu udało się to w mniej niż tydzień. 

Powoli zaczął się przyzwyczajać do panującego ciepła i jak zauważył, wcale mu ono aż tak bardzo nie przeszkadzało. Tak właściwie wmówił sobie, że musi czuć chłód, żeby się lepiej poczuć, a prawda była taka, że ciepło, które go zabijało, powoli podnosiło go zna. A było to ciepło miłości. 

Ułożył naleśniki na talerzu i położył wszystko na stół. Sięgnął po zapałki i kiedy zauważył bruneta, odpalił jedną. Harry spojrzał na niego zaskoczony. 

— Ogień — stwierdził, pokazując na zapałkę palcem. 

— Pomyślałem, że skoro lubisz, kiedy się obchodzi urodziny, to pokażę ci, jak to robią ludzie. Przeważnie daje się tort z tyloma świeczkami, ile ma się lat, ale nie byłem przygotowany, więc pomyślę życzenie i zdmuchnę ogień z zapałki — wytłumaczył, po czym zamknął oczy i zrobił dokładnie, tak jak powiedział. 

lonely shade of blue | part 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz