LSOB - Rozdział 11

1K 154 201
                                    


Został jeden dzień do świąt, a Louis i Harry leżeli razem na kanapie, użalając się nad sobą i swoją gorączką. 

Na zewnątrz było bardzo zimno — temperatura wynosiła mniej niż zero stopni, wiał silny wiatr i padał śnieg. W małym domku niedaleko morza jednak panowało przyjemne ciepło — dwudziestego trzeciego grudnia Louis pierwszy raz w życiu skorzystał z kominka i rozpalił w nim ogień. Zrobił sobie i Harry'emu kubek z gorącą kawą, by razem usiąść pod grubym i miękkim kocem na kanapie. Obydwoje byli rozpaleni, bolały ich mięśnie oraz głowy, a kiedy nie siedzieli obok siebie dochodził jeszcze ból głowy. Dlatego Louis w końcu położył się wśród stosu poduszek z Harry, który wprosił się między jego nogi i zrobił sobie z otulonych spodniami dresowymi ud poduszkę. Skomentował to jedynie ciepło, miło i bezpiecznie. 

— Mówić, że magiczne kulki pomagają, a gorzej niż w nocy — powiedział Harry, ocierając swój zaczerwieniony nos o udo Louisa. — Zimno, kiedy w domu ciepło, gardło boli i z nosa cieknie. Ja już nawet nie sikać, pampers cały czas suchy, a ja piję tak dużo wody. 

— Bo twoje ciało potrzebuję dużo więcej wody, więc nie sikasz — wytłumaczył mu sennie Louis. — Idź spać, Hazz, nie mam siły na rozmowę. 

— A co jak obydwoje umrzeć w śnie? I co wtedy? — zapytał cicho, jednak posłusznie zamknął oczy. Szatyn na pewno wiedział, co robił, więc wzdecydował się go posłuchać. Harry'emu również było ciepło, ale miły stan podtrzymywany był przez przytulanie się do Louisa. 

— Nie umrzemy, a jeśli umrzemy, to możesz na mnie nakrzyczeć. 

— Nie wolno krzyczeć na ciebie, ty za słodki na bycie niemiłym — mruknął i podciągnął się wyżej, by przyłożyć rozpalony policzek do brzucha mężczyzny. — A nogi fajne, bo można robić ciepłe misie. 

Louis westchnął głośno zniecierpliwiony. Harry był uroczy, ale on w tamtym momencie cierpiał i potrzebował odpoczynku. Obydwoje mieli ponad trzydzieści osiem stopni gorączki, ich nosy były zatkane, a w klatkach piersiowych czuli palenie, więc musiał zasnąć chociaż na godzinę. Ale oczywiście Harry był tym typem podczas wysokiej temperatury, który gadał jak najęty.

— Dobrze, miśku, idź w końcu spać, bo nigdy się dobrze nie poczujesz — oznajmił i wyciągnął rękę, by przyłożyć ją do ust Harry'ego, który już szykował się do odpowiedzi. — Jak na mnie leżysz, jest mi cieplej, ale jeśli się nie zamkniesz, to pójdę sobie do pokoju. 

— Głowa cię boleć, kiedy my nie jesteśmy razem. 

— To włożę słuchawki do uszu i nie będę cię słyszeć. Dobranoc — zakończył rozmowę, naciągając drugi koc na swoje ramiona. 

Harry uśmiechnął się leniwie, po czym złożył mały pocałunek w okoliczy brzucha Louisa i w końcu pozwolił sobie na odpoczynek. Wtulił się w niego mocno, trzymając dłoń na jego talii, by po chwili zmęczony gorączką zasnąć. 

Pierwszy obudził się Louis, otulony najprzyjemniejszym ciepłem, jaki kiedykolwiek mógł czuć. Spojrzał na zegarek i zauważył, że ich mała drzemka trwała trzy godziny. Z uśmiechem powrócił spojrzeniem do Harry'ego, który spokojnie sobie drzemał na jego brzuchu, cicho chrapiąc. Jego loki rozrzucone były na ciele Louisa, dłoń wsunął pod jego koszulkę nocną, a między swoje nogi włożył nogę szatyna. Wczepił się w niego tak mocno, że mężczyzna nie miał szansy na żaden ruch, ale kompletnie mu to nie przeszkadzało. 

Sięgnął po termometr i z ulgą zauważył, że jego gorączka spadła. Sprawdził jeszcze Harry'ego, który wciąż miał trzydzieści osiem stopni, ale zdawał się czuć odrobinę lepiej. Louis naciągnął na niego koc i poprawił mu włosy tak, by mu nie przeszkadzały, a następnie zamknął oczy, by jeszcze kilka minut sobie odpocząć. 

lonely shade of blue | part 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz