LSOB - Rozdział 13

1.1K 148 165
                                    

Święta od zawsze były uznawane za czas magiczny. Dla Louisa to były takie dni, w których mógł jeszcze bardziej zbliżyć się do swojej rodziny, którą kochał ponad wszystko. Nieważni dla niego byli przyjaciele i znajomi — dla niego liczyli się tylko ukochani bliscy. W tym czasie zapominał o istnieniu każdego, poza nimi i skupiał się na tym, co miał wokół siebie. 

Od trzech lat święta spędzał samotnie. Nie dostawał żadnych życzeń, ponieważ usunął wszelkie media społecznościowe, a jego numer telefonu miała naprawdę niewielka ilość osób. Nie przygotowywał sobie odświętnej kolacji, traktując te dwa dni jak pozostałe w całym roku. Bez bliskich nie miały one dla niego kompletnie żadnego znaczenia. Zresztą samotne święta były pozbawione jakiegokolwiek sensu. 

Ale w tym roku miał Harry'ego, który może jeszcze nie był dla niego kimś bardzo bliskim, ale na pewno stał się kimś ważnym. Z tyłu głowy Louis cały czas miał myśl, że pewnie następne lata spędzi właśnie z nim, więc przyjął go do swojego serca i nawet cieszył się z czekających na nich święta. 

louis: hej niall, hej liam. wesołych świąt.

Bo święta to czas, w którym przypominasz sobie również o ludziach, których na co dzień nie widujesz. O tych ludziach, którym wypadałoby wysłać jakiekolwiek życzenia i dać znać, że żyjesz. 

niall: heej, tommo. wesołych świąt od nas!! mam nadzieję, ze niedługo się zobaczymy

louis: poznałem kogoś, więc teraz jestem trochę zajęty

niall: CO KURWA? 

niall: POZNAŁEŚ KOGOŚ? KTO TO MÓW!!!

Louis przewrócił oczami na tę wiadomość. Spodziewał się takiej reakcji, więc wolał ich uprzedzić, żeby nie przestraszyli Harry'ego. Zresztą musiał przygotować bruneta do poznania nowych ludzi. 

louis: opowiem wam później. do zobaczenia

Wyłączył telefon i odłożył go na stolik nocny, nie mając ochoty na dalszą konwersację. W tamtym momencie miał dużo ważniejsze rzeczy na głowie — musiał przygotować Harry'ego do bardziej oficjalnej kolacji. Mogła to być dla niego dobra lekcja na przyłość, kiedy zaprosi chłopca do restauracji i będą musieli pokazać się innym ludziom. 

Wstał z łóżka i poszedł do salonu, gdzie Harry jadł czekoladowy jogurt, brudząc sobie przy tym całą twarz. Louis uśmiechnął się rozczulony na ten widok i w drodze sięgnął po pudełko z chusteczkami, po czym usiadł na brzegu kanapy. 

— Harry, mówiłem ci, żebyś starał się jeść tak, żebyś się nie pobrudził — upomniał go łagodnie, wycierając okolice jego ust. Chłopiec zdawał się tym nie przejmować. — Poza tym miałeś teraz nic nie jeść, za godzinę siadamy do kolacji i ci się nic nie zmieści. 

Wiedział, że pokazanie Harry'emu, jak działa lodówka i powiedzenie, że może wziąć sobie z niej wszystko, co chce, wcale nie było dobrym pomysłem. Zwłaszcza w świąteczny dzień, kiedy chłopiec nie powinien objadać się przed kolacją. 

— Ale dobre, Lou. Przecież jak brzuch burczy, to trzeba jeść — stwierdził, nabierając na łyżeczkę odrobinę jogurtu. — A ty nie?

— Nie, bo chciałbym zjeść wszystko, co przygotowaliśmy wczoraj — odparł rozbawiony. — Chodź, przygotujemy cię. 

— Ale po co? — zapytał zaskoczony. Odgarnął loczki z czoła i odłożył łyżeczkę. 

— Bo to przygotowanie do życia w społeczeństwie, Harry. Ludzie uwielbiają się przygotowywać do różnych imprez i wyjść. Trzeba się ładnie zaprezentować — wyjaśnił i wstał z kanapy, rzucając brudne chusteczki na podłogę. 

lonely shade of blue | part 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz