Louis uśmiechnął się szeroko, kiedy zauważył, jak Harry po kąpieli wszedł już bez pieluchy, a w samych bokserkach do pokoju. Chłopiec twierdził, że potrafi już wytrzymywać i ostatni raz nie zdążył dojść do łazienki dwa tygodnie temu, dlatego zdecydował się ich nie zakładać. Uśmiechał się przy tym szeroko, bo był z siebie taki dumny, że potrafi zrobić już tyle rzeczy sam i zaczyna być prawowitym, dorosłym człowiekiem.
Usiadł na brzegu łóżka ze szczotką do włosów, po czym zaczął je czesać. Od trzech dni czuł się w porządku, był pełen energii i dosłownie skakał po całym domu. Pomagał Louisowi w zamówieniach, dawał rybom jedzenie i nauczył się robić dobrą herbatę razem z kanapkami. Nawet umiał przygotować idealną kawę dla Tomlinsona, co było ogromnym wyczynem.
Louis z małym uśmiechem objął go w talii i przysunął do siebie mocno, by się przytulić. Harry zachichotał, pozwalając się objąć i nie przestając przy tym czesać swoich mokrych włosów. Wyglądał pięknie.
— Gotowy do snu, ale w ogóle nie jestem zmęczony — powiedział, odkładając szczotkę. Odwrócił się w stronę Louisa, który wciąż go obejmował i przejechał kciukiem po jego delikatnie zarośniętym policzku. — Karty?
— Mógłbym cię nauczyć grać, bo w uno w dwójkę raczej się nie da miło pograć — wyjaśnił, chociaż nie ruszył się ani o milimetr. Nie chciał być daleko od Harry'ego. Od kilku dni czuł ciągłą potrzebę dotykania jego ciała, a ciągła gorączka i złe samopoczucie tylko sprawiało, że odczuwał to dwa razy mocniej. — Hazz? — szepnął, patrząc mu prosto w oczy. — Chciałem ci tylko powiedzieć, że jestem ci bardzo wdzięczny. Myślałem... Myślałem, że już zawsze będę sam i nigdy nie poczuję się szczęśliwy, a od sylwestra minęły prawie trzy tygodnie bez żadnych smutków i złych wspomnień. Nawet nie mam już koszmarów — wyznał. Twarz miał wtuloną w ciepłą dłoń bruneta, który uśmiechał się szeroko, pokazując dołeczki. — To zabrzmi cholernie głupio, bo znamy się półtorej miesiąca, ale jestem pewien, że kiedyś cię poślubię.
Chłopiec nie odpowiedział słownie — pochylił się nad Louisem i złączył ich wargi w gorącym pocałunku. Łagodnie przesuwał palcami po jego policzku i pierwszy raz sam z siebie wysunął język, mimo łaskotania i niepewności. Chciał poczuć go jak najbardziej.
— Lou, ja tłumaczę, że ty przeznaczony na pewno, dlatego tak być. Ja zawsze się tobą opiekuję i sprawiam, że ty wesoły bez żadnych koszmarów. I też bardzo szczęśliwy, że ty chcieć tyle misiów ze mną, bo ty wcześniej czujesz się z tym źle, a teraz dobrze — powiedział wesoło, po czym poprawił się, by usiąść okrakiem na biodrach Louisa. Położył dłoń na jego włosach i przejechał po nich kilka razy palcami. — Mój dzielny Lou. Tyle cierpisz, a i tak teraz dajesz mi miłość. Ja dumny i obiecuję, że też kochać na zawsze. Ja kochać tylko mamusię i Zee, a poza tym dziesięć i prawie dziewięć lat nikogo więcej. Ty najważniejszy dla mnie.
Mężczyzna położył dłoń na jego delikatnie zaokrąglonych biodrach, masując skórę w tamtym miejscu palcami.
— Wiem, kochanie i ty dla mnie też jesteś najważniejszy. Gdyby nie ty... Jesteś moją rodziną, Hazz — wyznał ze ściśniętym gardłem. — I mówię to po czterdziestu dniach znajomości. — Jedna łza spłynęła po jego policzku. — Czuję się przy tobie taki kochany.
— Bo ja ci oddałem swoje serce, Lou. — Starł tę łzę z jego policzka i pochylił się, by cmoknąć nos ukochanego. — O nic się nie matwić. Na zawsze razem, nawet kiedy wszystko mnie boli.
Szatyn kiwnął delikatnie głową, a następnie desperacko złączył ich usta, pragnąc czuć smak osoby, która ponownie tchnęła w niego życie. Która go pokochała.
CZYTASZ
lonely shade of blue | part 1
Fanficlouis od zawsze był bardzo samotną osobą i nigdy nie miał nikogo obok siebie. czy poczuje żar miłości i bezpieczeństwa, kiedy odnajdzie porzuconą, niewinną i niczego nieświadomą syrenkę?