Następnego dnia Harry był bardzo małomówny. Nie brał od Louisa dodatkowych porcji twierdząc, że nie jest głodny i wolałby się położyć. Ubrał na siebie dwa swetry, dresy i ciepłe, wełniane skarpetki i leżał na kanapie otulony puchatym kocem. Otoczył się ogromną ilością poduszek i wpatrywał się nieobecnym spojrzeniem w sufit. Czasami po jego policzku spływała jedna, samotna łza, którą szybko wycierał.
Louis również nic nie mówił — przyglądał się Harry'emu w ciszy, zastanawiając się, jak go pocieszyć. Oczywiście, że brunetowi było przykro z powodu braku możliwości zajścia w ciążę, jednak to było coś, czego Tomlinson nie mógł zmienić. Nawet obietnice, że kiedyś na pewno adoptuje sobie masę dzieci były jedynie pustymi obietnicami, ponieważ nikt rozsądny nie dałby mu na powierzchni malucha, kiedy on sam nie wiedział, co się wokół niego działo.
Dlatego po skończonej pracy o szesnastej poszedł do Harry'ego i usiadł przed kanapą, na której leżał. Wyciągnął z opakowania chusteczki, a następnie delikatnie otarł jego policzki.
— Wiem, że jest ci przykro, ale zamknięcie się w niczym nie pomoże. Musisz... Nie wiem, po prostu się nie smuć, bo mnie też chce się płakać.
Od kilku dni udzielał mu się humor Harry'ego — kiedy chłopiec był smutny, on również. Gdy on był szczęśliwy, Louis tym bardziej. Podekscytowany — tak samo. Nie miał pojęcia, o co chodziło, ale w pewnym sensie mu się to podobało. Od trzech lat nie czuł tylu emocji w tak krótkim czasie.
— Po prostu płakanie, Lou. Ale obiecywać, że już tak nie robić, bo wiedzieć, że ty przez to też smutny — powiedział drżącym głosem. Odsunął chusteczkę od swojej twarzy, po czym złapał Louisa za rękę. — Trzeba się pogodzić, skoro nie można zmienić. Serce boleć, ale trudno. Może poczekać aż medycy wymyśleć jakiś sposób.
Mężczyzna postanowił nie zabierać mu tej nadziei, dlatego nie odpowiedział. Przesunął kciukiem po wierzchu jego dłoni, a następnie uśmiechnął się delikatnie.
— Pomożesz mi ubrać choinkę? Później zrobię ci makaron z sosem i pyszną herbatę — zaproponował z entuzjazmem.
— Oki, Lou. A poczesać mi włosy? Ja lubić, jak ostrygi przesuwać po głowie i takie fajne dreszcze pojawiać się na mojej skórze. Włosy na nogach wtedy stają i kłują.
Louis zaśmiał się głośno na jego słowa. To było urocze.
— To się nazywa grzebyk i tak, poczeszę ci włosy. Mógłbym ci zrobić warkocza od czubka głowy, żeby sięgał ci do ramion.
— Oczywiście, Lou, wtedy wyglądać jak najpiękniejsza księżniczka w moim królestwie.
Dla Louisa Harry już był najpiękniejszą księżniczką, ale postanowił zachować to dla siebie. Poszedł do łazienki i wrócił ze szczotką oraz gumką do włosów. Szybko zrobił z włosów chłopca warkocza, po czym złapał go za rękę i pociągnął do góry.
— Choinka będzie stała w sypialni. Pomyślałem, że... To trochę głupie, ale oddam ci moje łóżko, a ja będę spał na materacu — powiedział cicho. Weszli do pokoju, w którym już stało małe drzewko. — Wiem, że lubisz, kiedy jesteśmy blisko i może...
— O nic się nie martwić, Lou — zapewnił go wesoło Harry. Na jego bladych policzkach pojawiły się małe rumieńce. — Ja kochać być blisko ciebie, ale czy nie być ci zbyt ciepło?
Szatyn o tym wcześniej nie pomyślał, ale jeśli miał być szczery, to od dwóch dni to nie był żaden problem. Jego koszmary jakby straciły na sile i już nie budził się zlany potem, ledwo oddychając. Po nocy, po której obudził się z Harrym przytulonym do jego nóg, wszystko stało się łatwiejsze i przyjemniejsze. Wszystkie jego zmartwienia odeszły na bok, a pozostał spokój.
CZYTASZ
lonely shade of blue | part 1
Fanfictionlouis od zawsze był bardzo samotną osobą i nigdy nie miał nikogo obok siebie. czy poczuje żar miłości i bezpieczeństwa, kiedy odnajdzie porzuconą, niewinną i niczego nieświadomą syrenkę?