Jedyne, co wiedział, to było to, że w całym domu panował ogromny chłód, a on sam leżał na swoim łóżku, płacząc tak bardzo, że nie mógł oddychać. Wtulał twarz w swoją poduszkę, która wciąż pachniała Harrym i pozwalał sobie na to, by cierpieć. Musiał odreagować, potrzebował przeżyć swoją żałobę. Bez Harry'ego nic nie miało sensu.
Z trudem wziął kolejny oddech — jego klatka piersiowa wręcz paliła, a w głowie czuł ogromny ścisk spowodowany mocnym płaczem. Nie miał nawet siły, by kiwnąć palcem, a co dopiero zmienić niewygodną pozycję, w której się znajdował. Był jak szmaciana lalka i gdyby ktoś próbował zrobić mu w tamtym momencie krzywdę, on by się przed tym nie bronił. Nie było nic gorszego od stracenia ukochanej osoby.
Albo weźmiesz z nim ślub, albo to będzie najboleśniejsze zerwanie.
Cały czas miał w głowie to zdanie, które nie pozwalało mu zmrużyć chociaż na kilka krótkich sekund oczu. Łzy spływały z jego policzków na poduszkę, nos miał cały zatkany, a serce biło mu jak szalone. Jeśli myślał, że to nie możliwe, by czuć się gorzej niż po stracie najukochańszej rodziny, to grubo się mylił. W tamtym momencie było wręcz tragicznie.
Wszystko w mieszkaniu przypominało mu o Harrym — każdy mebel, każda rzecz i każdy obraz, który został przez chłopca powieszony i namalowany. Louis nagle żałował, że na początku ich znajomości tak bardzo się na niego wściekał i było mu przykro, że nie włączał mu ogrzewania, ponieważ brunet zasługiwał na wszystko, co najlepsze.
Chciał go tylko pocałować, przytulić i powiedzieć mu jeszce raz, że go kocha i jest dla niego najważniejszy. Czy naprawdę prosił o tak wiele?
— Kurwa, kurwa, kurwa — płakał, sięgając po opakowanie chusteczek, które stało na jego szafce nocnej, odkąd Harry pierwszy raz zachorował. Na wspomnienie wspólnego leżenia z gorączką znowu zachciało mu się płakać i poczuł się jeszcze gorzej, a była to wina tego, że chciał wydmuchać nos.
Pod łóżkiem wciąż leżały pieluchy, których Harry nie zużył, ponieważ nauczył się kontrolować mocz i jeszcze prezent, który kupił mu kilka dni temu na poprawę humoru. A na poduszcze obok głowy Louisa leżał pluszak, którego podarował chłopcu, gdy jeszcze nie był gotowy, by się z nim przytulać.
Dlaczego wszystko tak bardzo przypominało mu o Harrym? Cały jego dom wręcz krzyczał jego imię.
Czuł się, jakby był pijany. Kręciło mu się w głowie i nie był w stanie złapać równowagi, gdy szedł do łazienki, by wejść do chłodnej wody. W wannie płakało mu się najlepiej, zresztą jeszcze niedawno Harry w niej leżał, więc to prawie tak, jakby był razem z nim.
Nie pozostało mu nic innego oprócz płakania. Jego życie właśnie się skończyło.
***
— Dzień dobry, panie Lou, przyszłam do Harry'ego.
Louis zmarszczył brwi, kiedy zobaczył, że przed jego drzwiami stała Lily. Kompletnie nie spodziewał się jej wizyty, ponieważ Harry'ego nie było od ponad trzech tygodni w domu.
Od dwudziestu jeden dni Louis umierał, a była to śmierć powolna i nadwyraz bolesna.
— Harry już tu nie mieszka — powiedział stanowczo i odrobinę zbyt nieuprzejmie. Westchnął głośno. — I już nie wróci, więc proszę, nie przychodź tutaj.
Bo chcę jeść ser żółty i się nad sobą użalać, tak jak robię to, od kiedy miłość mojego życia odeszła — dopowiedział w myślach.
Od trzech tygodni na zmianę płakał i malował obrazy, których głównym bohaterem był Harry. Malował go pod każdą postacią — człowieka, syreny, konia, ptaka, a nawet najpiękniejszego łabędzia, jednocześnie wypijając mnóstwo alkoholu i paląc zioło, które załatwił od okolicznego dilera. W ten sposób było mu znacznie łatwiej, szczególnie kiedy całkowicie tracił przytomność.

CZYTASZ
lonely shade of blue | part 1
Fanfictionlouis od zawsze był bardzo samotną osobą i nigdy nie miał nikogo obok siebie. czy poczuje żar miłości i bezpieczeństwa, kiedy odnajdzie porzuconą, niewinną i niczego nieświadomą syrenkę?