LSOB - Rozdział 18

1K 145 179
                                    

DRUGI NA DZIŚ, UPEWNIJCIE SIĘ, ŻE PRZECZYTALIŚCIE POPRZEDNI

Czasami nadchodzi taki dzień, że czujesz ogarniający cię smutek i nie znasz jego powodu. Wszystko cię boli, chce ci się płakać i nie masz na nic ochoty. Wtedy najchętniej leżałbyś cały dzień, pragnąc jedynie przespać cały ten ból. 

O dziwo to nie Louis miał taki dzień, tylko Harry. Chłopiec obudził się, zjadł w ciszy śniadanie i poszedł ponownie się położyć, uprzednio zamykając drzwi. To bardzo zdziwiło Louisa, ponieważ nigdy się to nie zdarzało. Zdecydował się jednak o nic nie pytać, tylko pójść popracować i poczekać na rozwój wydarzeń. 

Ostatnio miał naprawdę dużo zamówień — sam nie wiedział, dlaczego w okresie poświątecznym miał taki ruch. Odrobinę żałował, gdyż nie mógł poświęcić Harry'emu wystarczającej ilości czasu, ale z czegoś musieli żyć. Dlatego malował różne krajobrazy, innych ludzi, zwierzęta i martwą naturę, poświęcając się temu w stu procentach. Z kilku był naprawdę zadowolony, jednak większość uważał za nic nie warte śmieci. Nie chciało mu się robić nowych, a klienci byli zadowoleni, więc wziął się za przygotowywanie ich do wysyłki. 

Koło trzynastej wyszedł z pracowni, by wziąć się za zrobienie obiadu, ale zatrzymał się, kiedy usłyszał pociąganie nosem. Uchylił drzwi od sypialni i zobaczył Harry'ego, który leżał skulony na łóżku, płacząc. 

— Kochanie — westchnął smutno. Wszedł do pomieszczenia i usiadł na brzegu łóżka, od razu kładąc dłoń na jego policzku, by otrzeć łzy. — Co się stało? Czemu twoje zielone oczy są smutne? 

— Ty przeznaczony i ja kocham cię bardzo, ale chcieć też do mamusi i zobaczyć Zee. Dlaczego ty nie syrenką i my nie poznać się w podwodnej krainie? — zapytał, a kolejne łzy spłynęły po jego policzkach. Trącił nosem dłoń Louisa, by po chwili wtulić w nią twarz. — Ty taki śliczny i cudowny, wiedzeć, że nie powinno się płakać, ale tak smutno. I ostatnio ty pracować dużo, i ja nie mam co robić, a Nil i Lima nie chcieć przyjść tutaj. 

Tomlinson zwilżył spierzchnięte wargi. Zrobiło mu się bardzo szkoda Harry'ego, ponieważ wiedział, jakie to uczucie stracić najbliższych z dnia na dzień. Zresztą poza nim chłopiec nie miał już nikogo, więc to było zrozumiałe, że chciał spędzać z nim każdą, wolną chwilę. 

Odsunął kołdrę i położył się na łóżku, ignorując pobrudzone ubrania. Jednym ruchem przyciągnął do siebie chłopca, mocno w niego wtulając. 

— To zrozumiałe, Harry. Masz prawo czuć się źle i płakać, nieważne, że jestem blisko ciebie. Obiecaj mi, że nie będziesz się ukrywał, tylko od razu do mnie przyjdziesz się mocno przytulić — poprosił łagodnie, kiedy brunet wcisnął zapłakaną twarz w jego szyję. — Możesz posiedzieć ze mną w pracowni, wtedy będziemy razem cały czas. Och, albo możesz ze mną malować, żeby ci się nie nudziło. Masz ogromny talent. 

Obraz, który namalował Louisowi Harry na święta wisiał w salonie, żeby mogli go cały czas podziwiać. Całe pomieszczenie tylko dzięki temu jednemu dziełu wyglądało tak przytulnie, że obydwoje nie chceli z niego wychodzić. 

— Oki, Lou. Zawsze z tobą, bo jak bez ciebie to bardzo głupio. Do sklepu pójść sam i to dobrze, bo ja już jak dorosły, ale jak ciebie nie ma to masakra — wyjaśnił drżącym głosem. — A co jak ciebie już nigdy nie być? I my nie mieć maluszków i ja już zawsze sam?

— Hej, skąd to pytanie? — zapytał stanowczo. — Przecież nie zostaniesz sam, nigdy na to nie pozwolę. Dzisiaj złapały cię zbyt ponure myśli, bo gadasz głupoty. Chyba to spotkanie z Lily ci coś poprzestawiało. 

Lily była bardzo uroczą dziewczynką. Przyszła razem ze swoją mamą i w czwórkę siedzieli przy herbacie, a później gorącej czekoladzie. Harry cały czas zadawał im pytania podekscytowany tym, że ma nowych przyjaciół. Kochał towarzystwo innych ludzi, chociaż wieczory zarezerwowane miał tylko i wyłącznie dla Louisa. 

lonely shade of blue | part 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz