Kiedy Louis obudził się w niedzielny poranek, po prostu wiedział, że to jest dzień Harry'ego. Szybko spojrzał w kalendarz i zauważył, że był pierwszy lutego. Szybko spojrzał na ukochanego i otulił go szczelniej kołdrą, po czym złożył pocałunek na jego ciepłym czole, by wstać i pójść do kuchni. Nie bardzo umiał piec, więc zdecydował się na zrobienie babeczek z przepisu, który kiedyś dała mu mama. Był bardzo prosty i szybki, dzięki czemu miał pewność, że przed pobudką chłopca, wszystko będzie gotowe. Prezent w postaci różnych kosmetyków i nowych ubrań leżał pod łóżkiem, a wieczorem czekała na niego impreza.
— No i zajebiście — mruknął do siebie Louis, kiedy zauważył, jak idealnie urosły babeczki. — Tytuł najlepszego kucharza w mieście należy do mnie.
Włączył wodę na kawę (Harry zaczął pić znacznie mocniejszą i mniej słodką, ponieważ twierdził, że taka dodawała mu więcej energii), po czym sięgnął po rękawice, by otworzyć piekarnik. Cieszył się, że pomyślał o kupieniu lukru, ponieważ Harry bardzo lubił jeść słodkie. A to był jego dzień, więc Louis chciał, by czuł się jak najlepiej.
Wszystko ułożył na tacy. Z zapalonymi świeczkami udał się w stronę pokoju, gdzie chłopiec jeszcze spał i za pomocą kopnięcia otworzył drzwi.
— Wszystkiego najlepszego, kochanie! — krzyknął głośno, żeby go obudzić. — Sto lat, Harry. Mam nadzieję, że resztę życia spędzisz u mojego boku z uśmiechem.
Brunet spojrzał nieprzytomnie na Louisa i uśmiechnął się leniwie na ten widok. Powoli zaczął podnosić się do siadu, podczas gdy mężczyzna podchodził do niego ostrożnie. Harry przymknął oczy i kiedy pomyślał życzenie, mocno dmuchnął.
— Wszystkiego najlepszego dla mnie, Lou! — ucieszył się, klaszcząc w dłonie. Nie czekając na ściągnięcie świeczek, sięgnął po babeczkę i mocno się w nią wgryzł. — Słodkie i puszyste, kocham. A to sperma na górze?
Louis otworzył szeroko oczy na jego słowa i spojrzał szybko na babeczkę. Ach, lukier.
— Nie, kochanie, to jest taki słodki dodatek. Spermy się nie je — powiedział stanowczo, czując panikę. Już sobie wyobrażał, jak Harry mówił Niallowi i Liamowi, że na śniadanie dostał babeczkę ze spermą. To by było bardziej niż żenujące.
— Och, oki. — Wzruszył ramionami. — A prezent dla mnie? Kocham prezenty!
Mężczyzna zaśmiał się rozczulony i pochylił, by mocno pocałować Harry'ego w usta. Czasami nie mógł uwierzyć w to, jak uroczego miał chłopaka.
— Dostaniesz później, dobrze? Niall i Liam na pewno też coś dla ciebie mają — zapewnił go, głaszcząc po policzku. — Dzisiaj jest twój dzień i tylko twój. Co chciałbyś robić?
Chłopiec zamyślił się na chwilę, konsumując swoją babeczkę. Spojrzał na Louisa z uśmiechem, a następnie włożył całość do ust, by rzucić się mu w ramiona. Zaskoczony szatyn niezdarnie złapał go w talii, zanim obydwoje spadli z łóżka.
— Misie cały dzień! — krzyknął ucieszony po przełknięciu ostatniego kęsa. — I może kochanie się? Takie miłe uczucie.
— Czyli ktoś tu ma ochotę na przyjemność — stwierdził Louis, na co Harry zachichotał. Mężczyzna nie mógł powstrzymać się przed założeniem pojedynczego loczka za jego ucho. — Zaraz się tobą zajmę. Obiecuję, że będzie przyjemnie.
— A teraz misie i muzyka?
— Wszystko dla urodzinowego Harry'ego.
Odkąd wrócili znad morza było odrobinę lepiej — brunet aż tak nie narzekał na ból nóg i miał jedynie stany podgorączkowe. Cały czas mocno przytulał się do Louisa, twierdząc, że to sprawiało, iż palenie w nogach było znacznie mniejsze, ale szatyn czuł, że chłopiec mu o czymś nie mówił. Jakby pierwszy raz miał przed nim sekret.
CZYTASZ
lonely shade of blue | part 1
Fanfictionlouis od zawsze był bardzo samotną osobą i nigdy nie miał nikogo obok siebie. czy poczuje żar miłości i bezpieczeństwa, kiedy odnajdzie porzuconą, niewinną i niczego nieświadomą syrenkę?