LSOB - Rozdział 14

1K 147 257
                                    

pamiętajcie zeby przeczytac 13 rozdział!!

Do ostatniego dnia w roku, Harry praktycznie cały czas spał na przemian z jedzeniem i oglądaniem obrazu od Louisa. Powtarzał, że bardzo go boli głowa, a w brzuchu czuje okropne skurcze i chciałby po prostu odpocząć. Szatyn jedynie głaskał go po włosach i robił ciepłe herbaty, żeby chłopiec lepiej się poczuł. Na początku i końcu dnia dawał mu małe buziaki w czoło i mocno do siebie przytulał. 

Harry zrobił się bardzo ciekawy swojego ciała. Przed snem ciągle dotykał swoich sutków i mówił Louisowi, że to dobrze i miło czuć. Tomlinson jedynie się uśmiechał i wytłumaczył mu, że to miejsce również się pieściło podczas stosunku. Harry powiedział, że nie może się doczekać, aż spróbują. 

Trzydziestego pierwszego grudnia jednak nie było tak, jak zawsze. Louis nie obudził go pocałunkiem w czoło i powolnym przeczesywaniem jego włosów — zamknął się w swojej pracowni, gdzie trzymał jedynie obraz od Harry'ego (bardzo amatorski, ale piękny — chłopiec namalował siebie i Lou leżących na kanapie) i nie odzywał się przez cały dzień. Nie wyszedł nawet po to, by zrobić obiad. Brunet płakał, siedząc pod drzwiami i prosząc go, by w końcu do niego wyszedł. 

— Chcieć robić misie, Lou. Dlaczego ty sam? — zapytał, kiedy łzy powoli spływały po jego twarzy. — Wiem, że ty smutny, ale ja mogę zrobić, żeby ty wesoły. Przyjdziesz do mnie?

Ponownie zapukał do brązowych drzwi, jednak ponownie odpowiedziała mu cisza. Zapłakał trochę głośniej, tęskniąc za Louisem i jego niebieskimi oczami, a następnie położył się na podłodze w oczekiwaniu na odzew. Było mu bardzo zimno — ogrzewanie znowu zostało wyłączone, a kiedy leżał, czuł jeszcze większy chłód. Nie przejmował się tym, mając w głowie jedynie swojego Louisa, który nie chciał z nim rozmawiać. 

Nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Obudził się ponad godzinę później w tej samej pozycji, przy tych samych, zamkniętych drzwiach. Westchnął głośno zmęczony i ponownie zapukał do drzwi. 

— Lou, proszę — szepnął, pukając coraz mocniej. — Proszę, chcieć cię zobaczyć i dać misia. 

Ale odpowiedziała mu cisza. 

***

Trzydziesty pierwszy grudnia był dniem tragicznym, ponieważ był to dzień, w którym rodzina Louisa spłonęła. Mężczyzna co rok przeżywał te kilka godzin w ten sam sposób — leżał na podłodze w swojej pracowni i płakał tak bardzo, że nie mógł oddychać. Nie miał pojęcia, co się wokół niego działo, nawet nie zwracając uwagi na przeszywające go zimno. 

Kiedy wracał pijany do domu, już z daleka zauważył, że coś się stało. W jednym momencie wytrzeźwiał, czując zapach dymu i słysząc dźwięk karetki oraz wozu strażackiego. Przyspieszył kroku, aż w końcu zaczął biec potykając się o swoje własne nogi. 

— Nie — szepnął, widząc, że to wokół jego domu stał tłum gapiów. — Nie, błagam. Nie...

Wbiegł między ludzi, nawet nie przepraszając za zbyt mocne pchnięcia. Niemal zdeptał jakiegoś trzylatka, jednak w tamtym momencie kompletnie go to nie obchodziło. Serce biło mu jak szalone, cały się spocił, a w głowie miał ogromne zawroty głowy. Nawet nie zauważył, jak łzy przerażenia i rozpaczy zaczęły spływać po jego policzkach. 

Jego rodzinny dom płonął — pojedyncze ściany zaczynały spadać na trawnik. W tłumie gapiów nie zauważył jednak najważniejszych osób, czyli swojej rodziny. 

I kiedy uświadomił sobie, co to mogło znaczyć, niemal sam rozpadł się dokładnie tak, jak budynek, który sprawił, że całe jego życie miało sens. A raczej ludzie, którzy w nim mieszkali, którzy się nim opiekowali. Którzy sprawili, że wyrósł na człowieka, jakim w tamtym momencie był. 

lonely shade of blue | part 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz