LSOB - Rozdział 25

880 139 129
                                    


Harry nie miał pojęcia, jak udało mu się przepłynąć tyle kilometrów — cała podróż jakby zniknęła z jego pamięci. W głowie miał jedynie obraz, jak poprosił delfina, żeby pomógł mu dostać się do Utopii, ponieważ sam nie ma siły. Zwierzę wyczuło, jak bardzo smutny był, więc bez zastanowienia pomógł mu bezpiecznie przepłynąć do podwodnej krainy. Harry mocno się do niego przytulał i opowiadał mu, że piękne, niebieskie oczy są znowu smutne, a to wszystko wina tego, że musiał wrócić. Delfin starał się go pocieszyć, jednak było to bardzo trudne zważywszy na stan syreny. 

— Książę Harry — powiedział jeden ze strażników. — Spodziewaliśmy się panicza jutro. 

— Jak spodziewaliście? — zapytał zmęczonym głosem. — Zostałem wygany, przecież... 

— To nie z nami powinien książę o tym rozmawiać — przerwał mu stanowczo syren. Miał długą brodę, a w ręce trzymał ogromny trójząb. Mimo wyglądu biło od niego ciepło. 

— W takim razie udam się do królestwa, żeby porozmawiać z papą i zobaczyć mamusię. 

Bez zbędnych słów ominął strażników i przepłynął w stronę podwodnego miasta. Nie miał pojęcia dlaczego widok skał, z których zbudowane były sklepy i inne budynki, a także widok syren, które kłaniały mu się nisko, w jego sercu nie pojawił się ani gram szczęścia. Cicho odpowiadał na miłe powitania, po prostu płynąc w kierunku pałacu, który znajdował się w samym sercu miasta. Zbudowany był ze złota, które utonęło razem ze statkami piratów i innych cennych rzeczy, które kiedykolwiek znalazły się w oceanie. Oczywiście nie każda z nich była pożyteczna lub dobra dla ich środowiska, jednak złote przedmioty pomogły im zbudować funtamenty Utopii. 

Przed bramą pałacu stało wielu stróżów, którzy trzymali jeszcze większe trójzęby od tych, które mieli strażnicy miasta. Syreny były bardziej umięśnione i znacznie większe od zwykłych mieszkańców krainy z uwagi na nektar, który dodawał im siły. Był on dostępny jedynie w pałacu, a wypicie go bez pozwolenia groziło karą śmierci. 

— Panicz Ha... 

— Wiem, Ralpy — mruknął smutno, mając ochotę zacząć krzyczeć. Tak bardzo nie chciał tutaj być. — Nie wiem, czy papa zabrał mi moje prawa do wydawania rozkazów. Tak właściwie nie rozumiem, o co z tym wszystkim chodziło, ale muszę się z nim zobaczyć, żeby się dowiedzieć. 

— Masz takie same prawa, jak wcześniej. I tak, jesteśmy tutaj po to, żeby słuchać twoich rozkazów — odpowiedział niskim głosem syren. 

— W takim razie bardzo proszę wpuścić mnie na teren pałacu. 

Nie minęła chwila aż za pomocą trójzębu została otworzona brama. Harry westchnął cicho i wpłynął na piękny, zielony plac, który mienił się od złotych monet i innych skarbów. Zawsze się nim zachwycał i spędzał tutaj czas każdego dnia, podziwiając roślinność, jednak w tamtym momencie nawet na to nie miał ochoty. Bez Louisa to nie miało żadnego sensu. 

Zatrzymał się przed masywnymi drzwiami, po czym mocno je pchnął, by znaleźć się w środku. 

Wszystko wyglądało dokładnie tak samo. Te same brzydkie obrazy poprzednich władców, te same złote akcenty i te same dekoracje, których Harry wręcz nienawidził. Pałac był ogromny, jednak doskonale znał każdy korytarz, mimo że wyglądały praktycznie tak samo. 

— Harry? 

Brunet odwrócił się w kierunku głosu, by zobaczyć, kto go wołał. Okazało się, że był to Zayn, który niedowierzał temu, że jego najlepszy przyjaciel wrócił do królestwa. Uśmiechnął się szeroko, kiedy ponownie zobaczył piękne, zielone oczy, jednak ku jego zdziwieniu nie zostało to odwzajemnione. 

lonely shade of blue | part 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz