17

285 26 1
                                    

Gdy ujrzałam Harrego, który podchodził do mnie powoli ze łzami w oczach, to o mało co sama się nie popłakałam. Cały dygotał. Jego oczy tak jak policzki były czerwone. Wyglądał na zmęczonego, ale gdy mnie zobaczył nie chciał tego pokazać. Nie dziwię się jego zmęczenia. Jest prawie północ.

Moje ciało było słabe przez ten wypadek Ledwo co mogłam ruszyć głową, aby dokładnie przyjrzeć się Harremu, a co dopiero całym ciałem. Niby mam czucie w kończynach, ale nie mogę się ruszać, bo każdy ruch sprawiał mi ogromny ból. Czułam się jak zdrętwiała. Sam oddech sprawiał klocie jakby igłą w ciało.

Nic nie pamiętam z wypadku. W pamięci zapadła mi mina moich rodziców w samochodzie, którzy nagle hamują. To jedyne co pamiętam. Ten wypadek diametralnie zmienił moje życie i obrócił je do góry nogami. Lekarz powiedział mi o wszystkim. Moja mama nie żyje. Czy ja ją zabiłam? Przecież to moja wina, bo wybiegłam nieumyślnie na ulicę. Gdybym obejrzała się, to zobaczyłabym rodziców i dawno bylibyśmy w domu, razem...

Nie chce wylądować na wózku. Miałam tyle planów odnośnie z teatrem. Chciałam, aby ludzie, którzy mnie oglądają, uśmiechali się. To było moje marzenie, które przyszło. Rehabilitacja sporo kosztuje, więc nie mam co myśleć o mojej zaplanowanej karierze.

Gdy już Harry podszedł i usiadł obok mnie rozpłakałam się, gdy spojrzałam w jego oczy. W jego czerwone, wypłakane oczy. Wypłakałam się na wieść po śmierci mojej mamy. Płakalam się już wcześniej , więc moje łzy nie były obfite. Spływały powoli, niczym krople deszczu na szybie.

-Harriet... -wyszeptał łkając. Mocno trzymał moją rękę trzęsąc się. Ja nic nie mogłam zrobić, tylko patrzeć na płaczącego Harrego. Nie lubię bólu, tak jak każdy. -Przepraszam... Przepraszam, że do tego odpuściłem...- Patrzyłam na Harrego i nic nie mogłam zrobić. Po prostu nie miałam siły i ochoty. Ale dlaczego on tu jest, skoro ma dziewczynę?

Jego łzy leciały strumieniami po jego już różanych policzkach. Oczy były czerwone i zmęczone. Dłonie po dłuższym czasie przestały się trząść.

-Jestem beznadziejny.

-Harry... przestań.. To nie ty wpadłeś pod samochód.- próbowałam odpowiedzieć na słowa Harrego pewnie, żeby już nie płakał. W tym momencie nie obchodził mnie ból. Musiałam go jakoś uspokoić. Od tego momentu nie lubię, gdy jakakolwiek łza spływa po jego policzku.

-Ale ja do tego dopuściłem... - wtulił się w moją rękę, a ja miałam dosyć. Przecież chciałam o nim zapomnieć, gdy wybiegłam na pasy, a teraz mam mu współczuć? Po co ja w ogóle pozwoliłam doktorowi powiedzieć wszystko Harremu? Może dlatego, że nie miałam wtedy nikogo i czuję coś do niego. Nasza noc to potwierdziła. Zakochałam się w nim. To już nie fanowska miłość, to zwykła, przecudowna miłość, której żaden chłopak nigdy mi nie dał. Niestety, byłam tylko jego kochanką. Oklamywal mnie, że mnie kocha, bo po prostu chciał się mną zabawić. Zakochałam się w oszuscie.

-Harry. Chciałam, abyś tylko wiedział o moim stanie i po prostu sobie poszedł. -Nie tylko bolało mnie przy mówieniu całe ciało, ale serce, które bolało mnie najbardziej. Harry popatrzył na mnie i od razu zrozumiał, o co mi chodzi. Nadal płakał.

-Wiem... -powiedział po chwili. Wstał i pocałował mnie w policzek, po czym wyszedł.

Moje serce nigdy nie było w takich strzępkach.

Johnny's POV***

Moje oczy ujrzały światło. Sztuczne światło. Nie widziałem za dobrze, ponieważ światło waliło mnie po oczach. Wszystko było rozmazane.

-Budzi się. - powiedziała jakaś kobieta.Miała ładny głos. Taki flecisty... Ale kim ona jest i co robi w moim mieszkaniu? Gdzie jest Harriet i gdzie jest moja żona, Rose?

Otworzyłem oczy, aby zbadać sytuacje. Miałem mroczki przed oczami, ale i tak na siłę kręciłem głowa.

-Dzień dobry proszę pana. - powiedział nagle męski głos. - Który mamy dzisiaj dzień?

-Okulary... -powiedziałem szybko. Będę lepiej widzieć z tymi goglami. Pielęgniarka założyła mi je na nos, a ja zobaczyłem jej twarz. Nie była ona taka młoda... Ale od razu mi się przypomniało, że -Harriet zniknęła... Z domu...

-Harriet jest tu, w szpitalu.- w szpitalu? Jestem w szpitalu? Co ja tu robię?

-Dlaczego? Gdzie ja jestem?- powiedziałem to opierając się rękoma o materac i próbując wstać. Pomogła mi w tym pielęgniarka.

-Jest pan w szpitalu. Spowodował pan wypadek. Potrącił pan... Harriet.

-Co? Jak to się... - I wtedy mnie olśniło.

-Ona musi gdzieś do cholery być.- powiedziała Rose swoim kochaniutkim głosikiem. Uwielbiałem się w niego wsłuchiwać. Jednak to nie było teraz takie ważne. Harriet, moja kochana rodzona córka zaginęła. Gdy wszedłem do jej pokoju, okazał się on pusty. Moje serce nadal głośno bije od tej chwili. Gdzie ona się podziewa i dlaczego nie zostawiła żadnej wiadomości?

-Nie stresuj się kochanie. Wiesz o tym, że Harriet nie wychodzi z domu nie zostawiając żadnej wiadomości bez przyczyny. Musiało się coś stać.

-No właśnie, musiało się coś stać.- po chwili dojechaliśmy pod hotel, gdzie mieszkał Harry, ''ukochany'' mojej córki. Osobiście nienawidzę go. Jeżeli będzie chciał coś zrobić znowu mojej ukochanej córce, sam go zapierdole. Wszystkie dziewczynki będą ryczały nad kaleką. Nagle moja żona po raz kolejny przyłożyła telefon do ucha.

-To nic nie da.- odpowiedziałem ciągle koncentrując się na drodze.

-Skąd wiesz? Może włączyła telefon? Zaraz... masz może numer do tego... Harrego?

-Myślisz, że on nam pomoże? Niech lepiej pilnuje swojego nosa, bo może go stracić. -Wtedy zapadła między nami cisza. Przyspieszyłem i spojrzałem na moją ukochaną. Położyłem swoją rękę na jej rękę. Spojrzała się na mnie i lekko się uśmiechnęła.

Wtedy w coś wjechałem... Czy to była Harriet?

-Co z moją żoną, doktorze? - w moim głosie było słychać sceniczną tragedię. Brzuch zabolał mnie mocno, na samą myśl, że skrzywdziłem swoją żonę, oraz córkę. Co ze mnie za ojciec? Nie potrafię uchronić swojej rodziny. Nie dość, że teatr splajtował, to jeszcze zrobiłem krzywdę mojej rodzinie. To się nazywa... samiec alfa.

-Może chce pan odwiedzić córkę? -znieważył moje pytanie, co mnie wkurwiło. Spojrzałem na doktorka poważnym wzrokiem, na co on skrzywił się.

-Dlaczego pan olał moje pytanie? Co się dzieje z moją żoną?! - krzyknąłem, bo już nie miałem ochoty na jakieś znieważenie kolejnego pytania. Wkurwił mnie ten gość.

-Proszę nie krzyczeć. Radzę panu, aby porozmawiał o tym z Harriet. -Mierzyłem tego elegancika wzrokiem. Co on do mnie pierdoli?

Ale... Chcę się zobaczyć z Harriet. Zrobiłem jej krzywdę. Jebaną krzywdę.

-Dobrze. Niech pan zabierze mnie do Harriet.

Pielęgniarka po jakimś czasie przyjechała do mnie z wózkiem. Pomogła mi usiąść i pojechaliśmy do Harriet.


---------------

przepraszam, że tak późno, ponieważ miałam dzisiaj sporo roboty. Do tego jak widzę bezdomne psy, to tracę głowę ;;

Color ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz