38. ten z (nie)pierwszym pocałunkiem

289 36 90
                                    

- Myślisz, że naprawdę mi się uda? – Louis zapytał z wielkim niepokojem, wpatrując się w Harrego, który stał kilka kroków dalej, z wyciągniętymi przed siebie dłońmi i wielkim uśmiechem na ustach.

Po odwiedzinach Liama Louis chciał, a właściwie marzył, by odbudować zaufanie, które zniknęło w Harrym. Częściej rozmawiali o sobie, przytulali się przed telewizorem, a czasem składali drobne pocałunki na policzkach. Zdecydowanie się do siebie zbliżyli, i choć Styles wciąż czekał na jakiś krok szatyna, to było im z tym lepiej.

W szczególności właśnie Harremu, który odżył. Przestał przepłakiwać każdy wieczór, wciskając nos w poduszkę, by nie było go słychać. Wciąż nie wiedział, czy to wszystko ma sens, jednak nabrał nadziei na to, że to co dobre, nie zawsze musi się skończyć.

- Pewnie! Złapię cię, jeśli się potkniesz – uśmiechnął się, dopingując chłopaka. Widział, że po twarzy Louisa przebiega strach i niepewność, ale cholernie mocno w niego wierzył. – Zaufaj mi. Nie upadniesz.

- Ufam ci, po prostu się boję – sapnął. Od godziny Harry pomagał Louisowi zrobić więcej, jak cztery kroki. Tomlinson opierał się wtedy całym ciężarem na barkach chłopaka, zagryzając wargę, gdy jego stopa nie działała tak, jakby tego chciał. Do tego ból wciąż pulsował w jego udzie i kolanie, choć nie poddawał się.

- Na trzy? – zaproponował, zachęcając go wielkim uśmiechem. Louis w dłoni ściskał laskę, którą delikatnie się podpierał, samemu stojąc na środku salonu. To samo w sobie było wielkim osiągnięciem dla niego, jednak pragnął więcej. Chciał znów móc chodzić i pokazać, że się nie poddaje, a praca Harrego nie idzie na marne.

- Po prostu to zrobię – zaśmiał się, stawiając odważnie pierwszy krok. Z niepewnością wpatrywał się w swoją stopę, która nie ułożyła się prosto, jednak nie pozwoliła mu się wywrócić. Cichy wiwat i brawa Harrego zdecydowanie dodały mu sił i odwagi.

- Mam cię – zachichotał, obejmując ramionami talię szatyna, gdy ten wpadł na niego, robiąc ostatni, piąty krok. – Udało ci się! Jestem taki dumny, Lou! – zawołał, w euforii podnosząc chłopaka nad ziemię. Ten zaśmiał się tylko w zgięcie jego szyi, trzymając mocno jego barki.

- Myślałem, że będzie gorzej – wzruszył ramionami, gdy obaj usiedli na kanapie. – Naprawdę dziękuję, że tyle dla mnie robisz. Domyślam się, że to jest męczące...

- Po coś pracuję nad tymi mięśniami! – parsknął, a Louis z szerokim uśmiechem skinął głową i oparł policzek na jego ramieniu. – Hej, a co myślisz o spacerze? Nie musisz od razu iść sam, ale może wyszlibyśmy na taras? Dziś jest ładnie, a ty mimo wszystko większość dni spędzasz w domu.

- Ale tylko na taras – pogroził mu palcem, więc Harry z cichym chichotem skinął głową i pobiegł po ich płaszcze oraz wózek Louisa.

Faktem było, że Tomlinson rzadko kiedy wyściubiał nos z domu. Na spędzanie czasu na tarasie i paleniu tam papierosa było mu zbyt zimno i samotnie. Dodatkowo miał problem, by samemu dostać się na ośnieżone deski, przez które jego wózek niebezpiecznie się ślizgał, a on nie miał nad nim żadnej kontroli.

A jeśli chodzi o spacery, które już nieraz proponował mu Harry, to po prostu ich nie lubił. Odkąd tu mieszkają, nie przełamał się jeszcze, żeby wyjść dalej, jak do auta. To martwiło Stylesa, więc postanowił sprytnie go o to zapytać.

- Prawdopodobnie i tu powinienem odśnieżyć – podrapał się po karku, gdy wózek Louisa z pewnym oporem sunął po cienkiej warstwie śniegu, niespecjalnie jadąc tam, gdzie chciał tego Styles. – Mamy koniec stycznia, naprawdę mogłoby przestać padać – fuknął, zatrzymując się w słońcu, gdzie przyniósł też dla siebie turystyczne krzesełko.

Fight for me || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz