36. ten z nadzieją

312 37 143
                                    

Louis zamarł, słysząc słowa Harrego, który cicho łkał, przytulając go do piersi. Od dawna był pewien, że coś ich łączyło, i ze zdziwieniem zauważał, że spędzanie czasu z chłopakiem, jak i jego każdy dotyk, budziły w nim naprawdę pozytywne odczucia, przez co pragnął tego więcej i więcej. Jednak nie miał pojęcia, że byli czymś tak poważnym w tak krótkim czasie.

Jak przez mgłę błysnęły mu w głowie chwile, gdy po raz pierwszy obudził się w szpitalu, widząc przed sobą zmartwione, jadeitowe tęczówki, które wpatrzone były tylko w niego. Tak banalne ''kochanie" i ''Lou'', które szeptał zatroskany Harry, chcąc zamknąć go w uścisku. To błahe odgarnięcie grzywki z jego czoła, tak delikatne, jakby był pyłkiem dmuchawca. To odruchowe chwytanie jego dłoni, przytulanie do piersi i szeptanie uspakajających słów zapewnienia, że będzie dobrze i są już bezpieczni. To wszystko zaczęło mieć dla Louisa sens.

- Parą? – szepnął, podnosząc palcami podbródek zapłakanego chłopaka. – Przecież byliśmy w jednostce, a tam, sam wiesz, jest ten pieprzony regulamin i...

- Nikt nie wiedział – westchnął, ścierając łzy ze swoich policzków. – Tylko Stan i mój przyjaciel. Reszta myślała, że po prostu dobrze się dogadujemy.

- Opowiesz mi coś, Harry? – zapytał z nadzieją, zaciskając uścisk w talii Stylesa. – Coś, co wiesz tylko ty...

- Um... - zawahał się, patrząc niepewnie w błyszczące oczy Louisa. Był szczerze zdziwiony, że chłopak nie kazał mu odejść lub zostawić go w spokoju. Liczył na krzyki i głośne zarzuty pełne przekleństw. A teraz miał ochotę płakać ze szczęścia, widząc uśmiechniętego chłopaka, którego tak bardzo kochał. Istniała dla nich jakaś nadzieja?

- Coś prostego, H. Chciałbym sobie cokolwiek przypomnieć, bo wiem, że to było naprawdę piękne – powiedział, pokazując rząd białych zębów, dopóki Styles nie zachichotał cicho i skinął głową.

- Byliśmy dość... nierozłączni? Tak, myślę, że to najlepsze określenie – zaśmiał się, a Louis w skupieniu kiwał głową, przytulając policzek do ramienia bruneta. – Choć nie byłeś moim dowódcą, to każdego poranka biegłeś obok mnie. Nie wiem, czy to z sympatii do mnie, czy z nienawiści do oficera Philipsa, jednak potrafiliśmy rozmawiać i śmiać się cały ten czas.

- A on kipiał ze złości – parsknął pod nosem. – Pamiętam, że robiłem mu na złość cały czas. Chociaż jestem pewny, że biegłem obok tylko ze względu na ciebie – dodał niższym głosem, a Harry poczuł, jak jego policzki znów płoną przy szerokim uśmiechu.

- Wtedy też tak mówiłeś – mruknął, a Louis jedynie zaśmiał się i sięgnął do jego dłoni, jakby nieświadomie owijając palcami jego nadgarstek, który drżał niespokojnie na kolanie. – W lesie mieliśmy takie swoje miejsce... Gdy chodziliśmy na spacer podczas poobiedniej przerwy, to zawsze siadaliśmy na...

- Powalonym drzewie niedaleko jeziora – dokończył Louis, gdy w jego głowie błysnął obraz ich dwójki śmiejącej się w głębi lasu. – Pamiętam to, Harry! – zawołał z radością, a Styles znów uśmiechał się przez łzy. – Naprawdę to pamiętam! Poszliśmy tam już za pierwszym razem, gdy nie chciałeś narobić mi kłopotów – zaśmiał się.

- Naprawdę pamiętasz – sapnął wzruszony. Gdyby tylko wiedział, że musiał po prostu powiedzieć, co ich łączyło, żeby nie przeżywać tych chwil niepewności, zrobiłby to dawno temu. Co jednak nie znaczy, że kolejne lęki nie rosły w jego sercu, nie pozwalając w pełni cieszyć się tą chwilą.

- I chcę przypomnieć sobie wszystko – wyszczerzył się, ścierając kciukiem łzę z policzka Harrego, który od razu zarumienił się słodko. – Chcę, żeby to wróciło, H. Pomożesz mi? Nieważne, jak ciężko będzie nam to szło, to mi pomożesz?

Fight for me || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz