42. ten, w którym dzielą wygraną

313 35 87
                                    

- Więc co powinienem robić? – spytał zrezygnowany Louis, gdy jego psychiatra kolejny raz wspomniał o jego wolno wracającej pamięci. Obaj doskonale wiedzieli, że to czasochłonny proces, jednak Tomlinson czuł, że działo się to zbyt wolno.

Wielkimi krokami zbliżała się wiosna. Pamiętał to, jak jeszcze rok temu, gdy kalendarz powoli zbliżał się do marca, on zaczynał swoje codzienne treningi na świeżym powietrzu. Biegał kilka kilometrów po lesie, robił pompki, przysiady i wyskoki, zaskakując każdego przechodnia swoją wytrwałością. Z uśmiechem na ustach przygotowywał się na kwietniowy wyjazd do jednostki, starannie pracując nad swoją kondycją.

Teraz, gdy już prawie pół roku jest uziemiony, chodząc jedynie krótkie dystanse po ogrodzie, gdzie silnie trzymał się ramienia Harrego, czuł wielką złość. Brakowało mu sportu, choć ćwiczył swoją nogę każdego popołudnia. Louis po prostu chciał ubrać się w dresy i wyjść z domu na cały dzień, by biegać alejkami parku, czując, jak pot zrasza jego czoło i płynie po karku. Marzył o tym, by porządnie się zmęczyć i poczuć, jak endorfiny zalewają jego ciało, mięśnie palą, a skóra jest lepka od potu. I cóż, było to obrzydliwe, cholernie dziwne, ale żyjąc na siedząco, szatynowi przychodziły bardzo różne pomysły do głowy.

- Spędzaj czas z bliskimi, z przyjaciółmi. Po prostu rób wszystko, żeby czuć się dobrze i unikać stresu – powiedział psychiatra, obracając w palcach długopis. – Wiem, że to nie jest odkrywcze, ale uwierz, że jeśli przestaniesz się zadręczać tym, że nie pamiętasz, odpoczniesz, a pamięć szybciej ci wróci.

- Łatwo powiedzieć – prychnął, wbijając palce w odrętwiałą skórę przy rozległej bliźnie. To od jakiegoś czasu stało się jego dziwnym nawykiem. Palce same odnajdywały drogę do jego uda, drażniąc pozbawioną czucia skórę.

- Porządnie się zrelaksuj, Louis. Ostatnio jest z tobą znacznie lepiej, więc zakładam, że jesteś na dobrej drodze – uśmiechnął się. – Rób to, co dotychczas. Znajdź wśród swoich bliskich kogoś, kto bez względu na wszystko cię wesprze. Najważniejsze jest to, żeby mieć wsparcie – dodał, kiwając do siebie głową.

Na terapię Louis zapisał się w połowie stycznia. Harry powiedział mu, że to nic złego, jeśli wygadałby się komuś, kto ma wiedzę, zyskując przy tym pomoc. Powiedział też, że szatyn nie powinien w sobie tłumić tych wszystkich negatywnych emocji, bo choć oni wiele rozmawiają i starają się sobie mówić naprawdę wszystko, to jednak psychiatra lub psycholog jest kimś, kto na takich problemach się zna. A Louis z całego serca ufał Harremu, więc bez zbędnych słów zadzwonił do poradni, umawiając się na pierwszą wizytę.

Tym sposobem widział Roberta Greena co najmniej raz w tygodniu. Wymienili się numerami telefonów, co skłaniało Louisa, by dzwonić do niego, gdy sytuacja stawała się naprawdę ciężka. Wciąż najpierw chodził ze wszystkim do Harrego, który z całych sił starał się mu pomóc, jednak później rozmawiał z Robertem, który pomagał mu poukładać sobie wszystko w głowie.

- Mam kogoś takiego – powiedział nieśmiało, spuszczając wzrok na swoje kolana.

- I ten ktoś siedzi w poczekalni, mam rację? – zapytał Green, poruszając zabawnie brwiami.

- Tak. Harry jest... - zawahał się, nie wiedząc, jaki przymiotnik opisywały go najlepiej.

Kochany? To zbyt banalne.

Niezastąpiony? To chyba wie każdy, widząc, jak bardzo chłopak się dla niego poświęcał.

Niesamowity? To widać.

Pomocny? Wyrozumiały? Troskliwy?...

- Harry jest moim szczęściem – powiedział w końcu, czując wypieki na swoich policzkach. – Gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj. Prawdopodobnie nie umiałbym nawet przejść od drzwi do krzesła. O ile kiedykolwiek wydostałbym się z Iraku...

Fight for me || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz