Przez następne dwadzieścia minut, które dzieliły ich od powrotu na obiad, Louis i Harry właściwie nie opuszczali swoich objęć, a co najważniejsze, swoich wzajemnych ust. Chichotali, wplątując palce w swoje lekko zmierzwione i poplątane włosy, nie całując się przesadnie i zbyt namiętnie. Zwyczajnie uśmiechali się do siebie, raczej cmokając zaczerwienione wargi i trzymając się blisko siebie. Tomlinson biegał dłonią bo talii Harrego, który tylko kilka razy był zmuszony uciekać od łaskotek, kiedy palce szatyna dźgały delikatnie jego żebra.
I to było wręcz idealne.
Niestety tak szybko, jak się rozstali, by pójść na stołówkę, w ich głowach wystartowała prawdziwa gonitwa myśli. Styles miał wyrzuty sumienia, ponieważ nieważne, jak bardzo Louis mu się podobał i go pragnął, to bał się, że ich ''romansem'' zepsuje mu karierę. Chciał, by ta ich relacja trwała i stopniowo szła dalej, bo najzwyczajniej w świecie zdążył uzależnić się od bliskości starszego chłopaka. Jednak z tyłu głowy miał ten cholerny regulamin, który bezwzględnie zakazywał im związków.
To wydawało się Harremu tym bardziej głupie, ponieważ był niemal pewien, że w wojsku od zawsze przynajmniej kilku żołnierzy było homoseksualnych i przecież, nie owijając w bawełnę, patrząc na rozbudowane klatki i zgrabne tyłki swoich kolegów, ciężko było się nie podniecić. Harry doświadczył tego na własnej skórze, bo jakkolwiek to brzmi, Louisa potrafił odnaleźć wzrokiem w ułamku sekundy, a on zawsze wyglądał zniewalająco. I to było nieco niezręczne, jednak wyobrażenie tych umięśnionych pośladków i silnych, nagich barków...
- Ziemia do Harrego – zaśmiał się nie kto inny, jak właśnie właściciel tych wszystkich zabójczych cech, o których myślał brunet. – Ja wiem, że tu się dobrze siedzi, ale mam pewien plan – dodał, przysiadając się bardzo blisko Stylesa i kładąc dłoń na jego kolanie. Dopiero wtedy chłopak zorientował się, że wszyscy już dawno wyszli ze stołówki, a on całkowicie pogrążył się w swoich myślach i tego nie zauważył.
- Um... jaki plan? – zapytał speszony, zaczesując dłonią włosy do tyłu. Spojrzał na dłoń Louisa, uśmiechając się do niego tak szeroko, jak tylko potrafił. A Tomlinson musiał się bardzo powstrzymywać, żeby nie przyprzeć go do ściany i nie zacząć gorączkowo całować oraz dotykać to wysportowane ciało.
- Dziś jest piątek, a to są dni mojego paktu z Niallem – puścił mu oczko i zanim Harry coś odpowiedział, kapral wstał i łapiąc jego większą dłoń, poszedł w kierunku magazynu. Styles nie miał pojęcia, co się właściwie dzieje, ale czuł przyjemne dreszcze na plecach i delikatne mrowienie jego palców. Przez chwilę się zastanawiał, czy nie zwariował, ale wtedy jego wzrok zjechał po umięśnionych plecach Louisa, i Harry wiedział, że nie ma odwrotu od jego szaleństwa.
- Tommo, czeka... No dzień dobry! – wyszczerzył się Niall, poruszając zabawnie brwiami. – Mój statek w końcu wypłynął – zaśmiał się pod nosem, skanując wzrokiem ich wciąż złączone dłonie.
- Twój statek? – Louis zmarszczył brwi, rzucając Stylesowi pytające spojrzenie, ale on jedynie uśmiechnął się delikatnie i wzruszył ramionami. – Mniejsza. Wiesz, po co przyszliśmy, Nialler – dodał wesoło i niemal podskoczył w miejscu.
- Jasne, jasne – parsknął i wyjął komplet kluczy, szukając tego, który przyozdobiony jest o zawieszkę z babeczką. – Zapraszam do mojego królestwa! – zawołał, otwierając drzwi do najzwyklejszego magazynu.
Tam wciąż było ciemno, a na półkach stały jakieś kartony, więc mina Harrego w ułamki sekund stała się bardzo zdezorientowana. Ściskał dłoń Louisa, który z błyszczącymi oczami ciągnął go do środka, szukając po omacku światła na jednej ze ścian.
CZYTASZ
Fight for me || Larry Stylinson
FanficWojsko od zawsze było próbą charakteru. Codzienne pobudki o świcie. Treningi sprawdzające wytrzymałość. Stracony oddech gdzieś przy setnej pompce. Oczy załzawione przez zbyt wielki wysiłek. Płonące pod skórą mięśnie, napięte do granic możliwości. Po...