Następny tydzień, który oznaczał połowę maja i dwadzieścia dni spędzonych w wojskowej jednostce, wszystkim minął pod znakiem dobrego nastroju. Nowi żołnierze przywykli do rutyny i ciężkich treningów, które z dnia na dzień szły im coraz sprawniej. Nawet Trevor Philips przestał być wrzodem na tyłku i pozwalał sobie na ciekawsze i mniej katorżnicze zajęcia – Harry był prawie pewny, że widział, jak Louis z założonymi na piersiach ramionami, mówił coś do oficera, który z niezadowoleniem kiwał głową. Dziwnym trafem, kiedy grupa Stylesa stawiła się na kolejnej rozgrzewce, nikt nie został porównany do zniewieściałej panienki ani nie musiał robić serii karnych pompek, ponieważ jego sznurówki były niesymetrycznie zawiązane.
Zresztą, wszyscy dowódcy zaczęli przyjmować bardziej przyjacielskie postawy i treningi przestały być jedynie sztywną służbą. Sam Louis coraz częściej pozwalał sobie na żarty, i chociaż wciąż zwracał się do swoich żołnierzy po nazwisku, to wiedział, że lubią się z wzajemnością i wspólne spędzanie prawie całego dnia nie jest aż tak niezręczne i niekomfortowe. Louis właśnie na to liczył i szczerze kochał, kiedy z każdego treningu wracał z szerokim uśmiechem i rosnącą w jego piersi dumą.
Podczas tych wszystkich dni Harry i Louis widywali się bardzo często. Spotykali się rano, pytając krótko, jak minęła im noc, a później już musieli biec do swoich zajęć. Razem chodzili na wszystkie posiłki, stojąc obok siebie w kolejce, i choć nie dzielili jednego stolika, to potrafili przegadać większość czasu po prostu stojąc ze swoimi talerzami i zapominając, że powinni usiąść i przestać być tak oczywistymi. Jednak każdy w wojsku wiedział, że kapral Tomlinson przyjaźni się z ''mądrym Harrym'', ale nikt nie maił nic przeciwko – no, może oficer Philips patrzył krzywo, gdy podczas porannego rozruchu jego żołnierz biegł koło jego wroga numer jeden, śmiejąc się i ciesząc, choć wcale nie powinien być zadowolony z dziesięciokilometrowego dystansu przed szóstą rano.
Na przerwach poobiednich i w czasie wolnym, który żołnierze dostawali na pół godziny przed ciszą nocna, Styles z Louisem wybierali się na spacery po lesie lub krążyli po jednostce, zwyczajnie rozmawiając. Szatyn zazwyczaj palił wtedy papierosa, zawsze pytając Harrego ''nie przeszkadza ci to, prawda?'', gdy on za każdym razem wywracał oczami i mówił ''twojemu zdrowiu powinno'', przez co Louis miał coraz większą ochotę, by rzucić palenie i może zaimponować chłopakowi.
Siedzieli razem na powalonym drzewie, które znaleźli na pierwszym spacerze, znając już każdy możliwy skrót, żeby się tam dostać. Cieszyli się, że nikt nie ma ochoty na leśne wędrówki po obiedzie i ciężkich treningach, więc mieli święty spokój. Śmiali się wtedy w głos i pozwalali na odważniejsze żarty czy bliskość. Ich ramiona ocierały się za każdym razem, kiedy akurat Louis nie zarzucił swojego na barki bruneta lub kładł dłoni w dole jego pleców. Częściej się przytulali, klepali po kolanach i łapali w talii, udając, że to czysto koleżeńska rzecz.
Louis nie raz wplątywał palce we włosy Harrego, gdy ten leżał w słońcu i uśmiechał się błogo, mając koszulę rozpiętą prawie do połowy. Wtedy też policzki Stylesa stawały się czerwieńsze, a on sam zagryzał wargę w uśmiechu i z całych sił powstrzymywał się, żeby nie zamruczeć z przyjemności. A Tomlinson robił to wszystko całkiem specjalnie, ciesząc się z reakcji bruneta i z uczucia dłuższych kędziorków pod swoimi palcami. Prawie zawsze miał ochotę przeczesać pukle do tyłu i założyć jeden z nich za ucho Harrego, ale bał się, że to, mimo wszystkich barier, które pokonali, wciąż byłoby zbyt wiele i chłopak poczuje się niekomfortowo. A ostatnim, czego chciałby Louis, to to, żeby Styles się od niego odsuwał.
***
Dziś, kiedy słońce nie dawało chwili oddechu, a generał Corden na porannym apelu powiedział, że treningi będą odbywać się nad jeziorem, żeby dać żołnierzom chwilę relaksu, cała jednostka młodych udała się we wskazane miejsce, maszerując w korycie prawie wyschniętej rzeki. Wszędzie było pełno błota, jednak cień nad ich głowami był wszystkim, czego potrzebowali w zbyt ostrym, majowym upale. Prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że jeszcze przed nadejściem czerwca, termometry wskażą trzydzieści stopni, a oni będą topić się w swoich mundurach. Przywyknięci do angielskiego chłodu, deszczu i wiatru, naprawdę nie byli gotowi na tak drastyczne zmiany. Będą zmuszeni przyzwyczaić się do takich temperatur, zanim nastanie lato, ale póki co nawet James postanowił pozwolić na chwilę wytchnienia.
CZYTASZ
Fight for me || Larry Stylinson
FanfictionWojsko od zawsze było próbą charakteru. Codzienne pobudki o świcie. Treningi sprawdzające wytrzymałość. Stracony oddech gdzieś przy setnej pompce. Oczy załzawione przez zbyt wielki wysiłek. Płonące pod skórą mięśnie, napięte do granic możliwości. Po...