Louis nawet nie był zaskoczony, gdy następnego poranka wypełzł powoli ze swojej sypialni i znalazł Harrego śpiącego na kanapie. Przytulał się z uśmiechem do poduszki, mając loki roztrzepane przy twarzy. Co prawda Tomlinson ledwo do niego dotarł, opierając się o meble i wspomagając laską, jednak po kilku minutach usiadł obok, odruchowo zgarniając palcem pukiel z nosa chłopaka.
- Czemu śpisz na kanapie? – mruknął ze śmiechem, gdy Harry zamrugał zaskoczony. Gdy tylko zauważył Louisa obok, uśmiechnął się szerzej i podniósł z oparcia.
- Musiałem zasnąć rozmawiając z Gemmą. To nie był mój plan – odparł sennie, przecierając dłonią zaspaną twarz. – Która godzina? I co ty tu robisz?
- Dziesiąta i byłem głodny – zaśmiał się, klapiąc udo Harrego. – Wyspałeś się chociaż? Wiesz, ostatnio trochę nam nie wyszło z tym spaniem i...
- Tak, dziękuję – uśmiechnął się i niepewnie przytulił do boku Louisa, który od razu objął go ramieniem. Styles czuł ciepło w brzuchu, gdy chłopak się o niego troszczył. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ponieważ jego niepewność przyćmiewała wszelkie poczucie nadziei. Jednak w chwili, gdy byli obok siebie, dociśnięci do swoich ciał, Harry czuł się zwyczajnie dobrze i bezpiecznie. Cóż, przynajmniej chwilowo.
- Gdyby nie moja niezdarność, zaproponowałbym ci śniadanie – parsknął, wplątując dłoń w miękkie i sprężyste loki Stylesa. To nie tak, że nad tym panował, ponieważ jego rękę aż ciągnęło do czekoladowych spiralek, które opadały bez ładu na skronie Harrego. – Oczywiście mogę zrobić kanapki, jeśli masz ochotę. Właściwie powinienem ci się jakoś odwdzięczyć i poprawić humor, hm? Nie wyglądałeś wczoraj na kogoś, kto miałby siłę się chociaż uśmiechnąć.
- Tak, przepraszam za to – westchnął, przymykając oczy, gdy jego policzek leżał oparty na piersi Louisa. – Nie chcę być zrzędą, ale czasami budzę się tak zmęczony, że nie potrafię zmusić się do czegokolwiek pozytywnego – wyznał, nerwowo zaciskając palce na koszulce chłopaka.
- To w porządku, Harry – uśmiechnął się, całując jego czoło. – Każdy ma gorsze dni. Nie rób nic na siłę, jasne? Po prostu mi powiedz, to razem poleżymy na kanapie, zajadając się lodami albo ciastkami, nawet nic nie mówiąc. Podoba ci się ten plan? – zachichotał, czując, jak po jego kręgosłupie przechodzi miły dreszcz. Lubił to uczucie, gdy mógł być wsparciem dla chłopaka, który zwykł być jego ostoją i promykiem szczęścia każdego dnia.
- Podoba – szepnął, wtulając się bardziej w ciało szatyna. – Dziękuję ci, Lou. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił – uśmiechnął się, a Tomlinson jedynie pocałował długo jego czoło, nie odpowiadając już ani słowem, zwyczajnie myśląc o tym, jak bardzo wdzięczny jest temu, kto zesłał Harrego na jego drogę.
***
Po południu, gdy usiedli obejrzeć jakiś film, by spędzić trochę czasu przytuleni do siebie, Louis toczył w głowie prawdziwą walkę. Widział, że Harry wciąż był czymś zmartwiony, i mimo jego bladych uśmiechów, jego myśli były gdzie indziej. Wiedział też, co go tak trapi, więc zastanawiał się, czy rozsądnym będzie powiedzenie mu tego wprost. Tego, że słyszał wczorajszą rozmowę z Gemmą, o wszystkim wie i chce to usłyszeć z ust Harrego.
- Powiesz mi, co cię gryzie? – zapytał, ściskając dłoń chłopaka. Splatał ze sobą ich palce, układając je blisko siebie, by tym gestem zapewnić Stylesa, że jest obok i nigdzie się nie wybiera. Louis wiedział, że to, co męczyło Harrego, to były jego uczucia. Uczucia, które były zbyt silne, by umiał sobie z nimi poradzić.
- Oh, to nic wielkiego – machnął wolną ręką, próbując wniknąć w ramię Louisa, które owinięte było w jego talii. – Chyba zwyczajnie jestem zmęczony.
![](https://img.wattpad.com/cover/295805258-288-k995962.jpg)
CZYTASZ
Fight for me || Larry Stylinson
FanficWojsko od zawsze było próbą charakteru. Codzienne pobudki o świcie. Treningi sprawdzające wytrzymałość. Stracony oddech gdzieś przy setnej pompce. Oczy załzawione przez zbyt wielki wysiłek. Płonące pod skórą mięśnie, napięte do granic możliwości. Po...